Ten rok okazał się trudny dla wielu włóczykijów. Sama na dłuższy czas zawiesiłam nowy gdański projekt, o którym przeczytacie <tutaj>. Zastanawiałam się przez kilka miesięcy, na ile uda mi się zrealizować plany dotyczące zwiedzania kolejnych parków narodowych. Nie planowałam może dużo więcej wyjeżdżać, aby zwiedzać nowe miejsca, ale nawet wyjazdy do teatru nie wszystkie się udały. Wciąż jednak wierzę, że to będzie dobry i rozwojowy rok, jesteśmy dopiero na półmetku 😉
To, z czego niezmiernie się cieszę, to że miałam jeszcze sporo materiału, który czekał na publikację i wciąż mogłam publikować, i dzielić się nim z Wami w swoim rytmie, jednocześnie nie ryzykując zdrowiem swoim i bliskich. W zakładce Moje projekty możecie znaleźć uporządkowaną listę tego, czym się zajmowałam w ostatnich latach i wchodząc w wybraną kategorię znajdziecie wszystkie już opublikowane wpisy na dany temat. Zauważycie wtedy, że niektóre rzeczy już ujrzały światło dzienne i możecie domyślić się przynajmniej części tematów, jakie jeszcze przed nami. Przymusowe siedzenie w domu sprawiło, że usiadłam nad materiał zebrany wiele miesięcy wcześniej i przeważnie już jestem na bieżąco 🙂 To dla mnie duży komfort i z czystym sercem mogę wybiegać w przyszłość, a nowe zapiski tworzyć na świeżo – moim zdaniem są wtedy cenniejsze, bo bardziej dokładne, a nierzadko okraszone anegdotami 😉
Prowadząc początkowo swoją stronę na Facebooku, a później także zakładając tego bloga, starałam się co roku jakoś podkreślić znaczenie tego święta dla mnie, od czasu, gdy dowiedziałam się o jego istnieniu po jednej z gdyńskich wycieczek w 2016 roku. Obchodzimy je 23 lipca 🙂
Pierwszą odsłoną był album „Alfabet Włóczykija”, który stworzyłam w 2017 roku. A może Wy napiszecie swój własny? Koniecznie podzielcie się nim (całym lub wybranymi hasłami) w komentarzu 🙂
W 2018 roku świętowałam w terenie, czym podzieliłam się z Wami przy okazji obchodów Dnia Włóczykija rok później, o <tutaj> 🙂 Do dzisiaj to mój rekord pieszy, ale…
No właśnie, na ten rok przygotowałam dla Was zestawienie moich projektów i związanych z nimi rekordów 🙂 Więc jeśli jeszcze nie zajrzeliście do zakładki Moje projekty, to jest to dobry czas, by sobie ją otworzyć w nowym oknie 😉

Na wykresach zestawiłam tylko projekty miejskie, bo zostały ukończone, poniżej jednak napisałam parę zdań o różnych zrealizowanych w ostatnich latach jednodniowych wycieczkach pieszych.
Najkrótsza zaplanowana wycieczka: 40 minut. Samotny spacer po Strzyży. Nic dziwnego, że musiałam wyjść jeszcze raz, by dokończyć 😉 Cóż, z dzielnicą się średnio polubiłyśmy, choć to nie była do końca jej wina. Tamten spacer też nie zastał mnie w jakiejś mega entuzjastycznej postawie, więc wyjście w pojedynkę dodatkowo mnie demotywowało. To były początki projektu gdańskiego, jeszcze nie byłam szczególnie nakręcona, podchodziłam raczej zadaniowo.
Najdłuższa zaplanowana wycieczka: właśnie ta wspomniana wyżej, z okazji Dnia Włóczykija 2018. Polegała na przejściu Półwyspu Helskiego, zaglądając przy okazji w boczne zakamarki. Od startu w Helu do pociągu z Chałup w kierunku Trójmiasta zeszło nam 11 godzin, wliczając w to około godzinną przerwę obiadowo-regeneracyjną. Przeszłam wtedy niemal 36 km z naprawdę dzielną towarzyszką! 🙂

Liczba wycieczek na projekt przedstawia się jak na powyższym wykresie. Żeby jednak odczytać go w sposób miarodajny, trzeba wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Sopockie wyprawy były dość regularne, także pod względem przebytych kilometrów. W Gdańsku nie było to możliwe, ze względu na znaczniejsze odległości od niektórych dzielnic i realizowanie projektu przez cały rok. Jestem pewna, że da się to rozłożyć na mniej dni przy sprzyjających warunkach pogodowych. Mróz nie zachęcał mnie osobiście do dłuższych spacerów, podobnie moich towarzyszy. Nauczona tym doświadczeniem, kolejne przedsięwzięcia organizowałam sobie od przedwiośnia do późnej jesieni. Przy ładnej, niedeszczowej pogodzie, dało się przejść naprawdę sporo za jednym razem.

Liczba zdjęć: najmniej przywiozłam ich ze Strzyży właśnie – po pierwszym spacerze ledwie 24. Nim rozkręciłam projekt gdański, z każdej wyprawy wracałam z mniej niż setką kadrów. Dziś aż trudno mi w to uwierzyć, bo nawet wyjście do sklepu może się u mnie skończyć taką sesją, gdy coś po drodze mnie zainteresuje. Jak dotąd, najwięcej przywiozłam ich chyba z pierwszego dnia w Malborku (1400!), przy czym w zwiedzaniu zawierała się wizyta w Muzeum Zamkowym, a w muzeach naprawdę robię multum zdjęć (ale uczę się hamować!).

Niebagatelną rolę w moich wędrówkach odgrywają ludzie, którzy mi w nich towarzyszą. Najwięcej osób zaangażowałam w pierwszy z projektów, co nie wydaje się niczym dziwnym, gdy uwzględni się liczbę wycieczek. W przypadku każdego kolejnego udawało mi się znaleźć nowe osoby, które chciały w nich uczestniczyć. Są również ludzie, którzy jeszcze ze mną nie wędrowali, ale już wyrażają taką chęć. Oczywiście w drugą stronę też to działa – niektórym jedna wycieczka wystarczyła, by czuli, że to nie dla nich 😉 Nietypowe były dwa przedsięwzięcia: sopockie i lęborskie. Projekty były na tyle niewielkie, że żaden uczestnik nie brał udziału w więcej niż jednym spacerze. Ponadto w Lęborku towarzyszyły mi tylko osoby związane z miastem, a nierzadko też z danym okresem mojego życia, o czym przeczytacie na blogu już niedługo 🙂
Mam nadzieję, że taki nietypowy wpis przybliżył Wam trochę moją specyfikę działania i jego rezultaty, a jednocześnie pozwolił dostrzec od zaplecza zbieranie materiałów na bloga. A Wy, macie swoje rekordy w roli włóczykijów? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzu 🙂