Dotarliśmy do ostatniej dzielnicy, która pozostała mi do zwiedzenia, bym mogła powiedzieć, że ukończyłam projekt gdański. A że wystartowałam we wrześniu i z zamierzenia miał trwać rok, to łatwo wydedukować, że obejście Śródmieścia przypadło na sierpień. Chciałam, by była to wisienka na torcie. Ale totalnie nie przemyślałam tego pod kątem zagęszczenia turystów. Zwłaszcza podczas Jarmarku Dominikańskiego.

Spacerów było w sumie sześć, ale jeden odbył się dużo wcześniej niż pozostałe, a to za sprawką gościa spoza miasta. Potem wróciłam do zwiedzania Moreny, Osowej i Sobieszewa. I gdy je skończyłam, dopiero ponownie na celowniku znalazło się Śródmieście. Pozwólcie zatem, że dziś zabiorę Was właśnie w podróż po tej części Śródmieścia, którą odwiedziłam jako pierwszą.
Z kolegą spotkaliśmy się pod Żurawiem i był to punkt naszych spotkań podczas niemal każdej z jego gdańskich wizyt. Czas mieliśmy ograniczony, o czym wiedziałam już wcześniej, dlatego zabrałam do na dwie wyspy: Spichrzów i Ołowiankę. Tak naprawdę sama propozycja, by wziął udział w moim projekcie, była moją niespodzianką dla niego, ale miałam w sobie silne przekonanie, że nie odmówi, bo choć nie był stąd, to naprawdę lubił Gdańsk (i z tego co wiem, nic się w tym względzie nie zmieniło 😉 ).


Pierwsza na celowniku znalazła się Wyspa Spichrzów. Ci z Was, którzy spacerują tam regularnie lub byli tam relatywnie niedawno, wiedzą doskonale, że dziś spotkacie ją w innym kształcie, dlatego może od razu uściślę, że zdjęcia pochodzą z 2015 roku. Gdańsk ewoluuje, jak każda przestrzeń zresztą, więc przez takich kilka lat może wiele się wydarzyć – w tym przypadku różnica jest diametralna i można mówić nie tylko o ewolucji, ale wręcz o rewolucji.
A co wówczas zwróciło naszą uwagę?
Istnienie torów biegnących mniej więcej na linii północ-południe.

Ubolewałam nad istnieniem ogrodzeń i znakiem zakazu, jak zawsze, gdy coś powstrzymywało mnie przed pełnym eksplorowaniem terenu.

Ciekawe kamienice w różnorodnych odcieniach.

Kolega był niezwykle zaskoczony, jak piękny budynek przypadł na siedzibę ZUS-u 😉


A wędrując na jego tyły, nad Motławę, natrafiliśmy na odwieczny śródmiejski dylemat 😉

Wówczas skierowaliśmy się ku linii tramwajowej, gdzie w tunelu spędziliśmy dłuższą chwilę oglądając graffiti.


Zawracając, ponownie skierowaliśmy się nad Motławę, choć tym razem nad drugie jej ramię, tzw. Nową Motławę.

Widok był urzekający, ale gdy zrobiliśmy parę kroków naprzód i przyjrzeliśmy się bliżej tafli wody, zupełnie zmieniło to moją perspektywę. Podobnie podczas spaceru przez sąsiednie uliczki natknęliśmy się na analogiczny śmieć. Czy taki Gdańsk chcemy prezentować naszym gościom? Wiecie, że zwykle staram się pokazać piękno miasta, ale równie istotne, by pokazać, nad czym warto popracować, by Gdańsk rozkwitał jeszcze bardziej 😉
Minęliśmy charakterystyczny punkt, Stągwie Mleczne. Kilka miesięcy temu pokazałam je temu samemu koledze już z bardziej świadomej perspektywy za sprawką odbywanego kursu przewodnickiego:
– Teraz się obróćcie!
I z dostojeństwem w głosie 😉 dodałam:
– Triada herbowa.

Po chwili roztoczył się z nami jeden z piękniejszych widoków – na marinę. Wzdłuż łodzi przespacerowaliśmy się na Ołowiankę.

A tam…
Obejrzeliśmy spichlerze będące siedzibą Narodowego Muzeum Morskiego (jednego z oddziałów, bo rozlokowane jest nie tylko w Trójmieście).

Zapozowałam z fontanną, niechcący zostając uwieczniona w momencie, gdy pokazywałam, skąd razi mnie światło słoneczne 😀

Przed budynkiem Filharmonii Bałtyckiej odkryłam (nie wiem, jakim cudem nigdy wcześniej przed tym spacerem nie zwróciłam na to uwagi) „pomnik” z odbitymi dłońmi znanych osobistości. Odciski dłoni niektórych artystów były także pomiędzy płytkami chodnika. Uwielbiam takie miejsca, serio. Szukam swoich ulubieńców, sprawdzam, ile nazwisk skojarzę. Jak dla mnie, ekstra sprawa 🙂 Ekscytowałam się czymś podobnym m. in. w Opolu (o tym już napisałam tutaj) i we Władysławowie (o tym za jakiś czas).



A na koniec stanęłam na tle „mojego” spichlerza, bo jestem zodiakalną panną. Nie mogło się też obyć bez zdjęcia naszego miejsca spotkania czyli Żurawia, choć w kadrze zmieściłam nieco więcej 😉


Ten pierwszy spacer skłonił mnie do przemyślenia kilku rzeczy przed kolejnymi wędrówkami po Śródmieściu. Do jakich wniosków doszłam i jak to wpłynęło na moje zwiedzanie? O tym już następnym razem!
No to jeszcze tylko Międzyzdroje – najbardziej znana Aleja Gwiazd przed Tobą. 🙂
Dzięki Twojemu wpisowi dowiedziałem się o fontannie przed Filharmonią Bałtycką. Znałem natomiast zaznaczone kolorową kostką („polbrukiem”) ślady dawnych bocznic kolejowych na Ołowiance, które służyły elektrowni. Stalowy most drogowy był wtedy kolejowym.
Międzyzdroje to za parę lat – przy okazji Wolińskiego Parku Narodowego 🙂
Ale fajnie, że udało mi się pokazać coś, czego jeszcze nie znałeś! 😀
A wiesz, skąd ślady torów na Wyspie Spichrzów?
Konserwator zabytków podobno wymógł te ślady. Jak dla mnie to też ciekawa atrakcja turystyczna, choć nie wiem, jak wielu ludzi ją dostrzega. Pod nogami to zwracają uwagę raczej na tabliczki czy płaskorzeźby – jak w Łodzi, Rewie czy… Międzyzdrojach. 😉
A jakie one mają uzasadnienie historyczne, wiesz może? W temacie przebiegu dawnych torów jestem laikiem 😉
Przypominają przecież o dawnej funkcji budynku – pierwszej elektrowni Gdańska. I o fakcie, że od pierwszej w mieście linii na Starym Przedmieściu (1852 r.) odchodziło wiele inntch bocznic – m.in. do dawnej fabryki opakowań blaszanych. Stare mapy to pokazują. 🙂
hmm 😉 tory kolejowe prowadziły do spichlerzy 😉 przed II Wojną Światową pociągi towarowe jeździły tamtędy na rozładunek i załadunek różnych towarów, które wpływały bądź wypływały do/z gdańskiego portu 😉