Tak, wiem, że nazwa Morena budzi kontrowersje. Postanowiłam jej użyć jednak z dwóch powodów – po pierwsze ten termin znalazłam na mapie, z której korzystałam, realizując tych parę lat temu kolejne fazy projektu, słysząc hasło „Morena” wszędzie wokół i nie zdając sobie wówczas sprawy, że nie jest to nazwa oficjalna. Druga sprawa, że niejednokrotnie wcześniej i później słyszałam ją z ust samych mieszkańców i gdy ktoś mówi o Morenie, to nawet Ci, którzy go poprawią, doskonale wiedzą, o jakiej przestrzeni mowa.

A zatem cofnę się dziś do 2015 roku, a dokładniej do wakacji. Odwiedzałam wówczas rodzinę na Jasieniu i miałam stamtąd całkiem blisko na Morenę, przezornie zostawiłam więc ten obszar na lato. Przyznaję, że odwlekałam zwiedzanie tej części miasta także z powodu kolosalnej przebudowy, jaka miała miejsce przez kilka ostatnich miesięcy albo i dłużej. Przejeżdżałam tamtędy wielokrotnie autobusami, które co i rusz kursowały ciut inaczej, omijając remonty. Przez to miałam poczucie, że teren jest mi wciąż obcy. Dlatego odczekałam, aż Morena zacznie nabierać docelowego kształtu, po czym ruszyłam z mapą i aparatem na spacer. A dokładniej na trzy spacery 😉

To, że dany etap prac budowlanych się zakończył, nie oznaczało jednak, że zupełnie nic nie zostało do zrobienia. Wciąż kładziono tory tramwajowe, szczególnie na terenie Migowa. Tworzono przystanki autobusowe i tramwajowe. Gdzieniegdzie remontowano jeszcze same drogi.



A skoro o komunikacji mowa, przy okazji tych trzech wycieczek byłam w pobliżu dwóch przystanków PKM – w 2015 roku była nowością, jeśli chodzi o lokalny transport publiczny.


Wraz ze zmianami infrastruktury powstawały także nowe bloki – na poniższym kadrze widzicie dwa z nich w trakcie budowy, ale zachęcam Was, by zajrzeć tutaj i zobaczyć efekt końcowy.

Co do samej zabudowy – była ona dość różnorodna, w zależności od tego, którą część zwiedzałam. Znalazłam zatem zarówno bloki, jak i domki jednorodzinne. Bliżej Jasienia odkryłam także zamknięte osiedla.




Towarzyszyły im również ciekawe nazwy. Odkąd zaczęłam swoje wędrówki, zwracałam uwagę na takie tabliczki, aczkolwiek im bardziej świadoma byłam pewnych powiązań, nie tylko gdańskich, tym ciekawszy stawał się dla mnie fakt znajdowania konkretnych nazw czy patronów.


Świadomość zależała zdecydowanie od posiadanej wiedzy i zainteresowań – jak widać jako ścisłowiec także znalazłam coś dla siebie 😉


Z kolei moja ciekawość budziła zainteresowanie innych, np. mieszkańców. Na pierwszym spacerze zaczepił mnie mały kolarz 🙂 Pozwólcie, że przytoczę rozmowę, jaka miała miejsce między nami:
– Masz kotka? – zapytał chłopiec, jednak nie zrozumiałam go w pierwszej chwili, więc powtórzył na tyle wyraźnie, by rozszyfrowała go chociaż stojąca obok mama.
– Pani nie ma kotka, to nie ta pani, pomyliło ci się – zapewniała chłopca mama.
– Ma pani? – dopytywał się dalej chłopiec.
– Nie mam. Mam żółwia. Mieszka w akwarium – odpowiedziałam.
– Masz akwarium? – wtrąciła się ze swoim pytaniem towarzysząca im dziewczynka.
– Nie masz, tylko pani ma – poprawiła ją kobieta.
– Nic się nie stało – zapewniłam. – Tak, mam akwarium.
– On mieszka w morzu? – zapytał chłopczyk, jakby moja rozmowa z dziewczynką toczyła się zupełnie gdzie indziej.
– Nie – zaprzeczyłam. – Lubi słodką wodę, nie słoną.
– Nagadałeś się? – zapytała kobieta, po czym zabrała dzieci. – Idziemy, kaskaderze.
Przyznam, że rozmowa z maluchami wprawiła mnie w cudny nastrój i przystanęłam, nie zwracając uwagi na ludzi wokół, by jak najwierniej ją odtworzyć. Nieco bardziej podejrzliwa była pani napotkana na drugim spacerze. Chociaż fotografowałam tylko ogólny rzut ulicy, zaczepiła mnie i podzieliła się opinią, że to podejrzane, jak ktoś chodzi o robi zdjęcia. Wydaje mi się, że zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna wyjście poza schemat za podejrzane. Gdybym powiedziała jej, że zwiedzam miasto ulicę po ulicy, to tym bardziej uznałaby mnie za szaloną, o ile w ogóle by uwierzyła 😉

Ludzie spacerują raczej po dobrze sobie znanych, ulubionych miejscach. Dla mnie taką przestrzenią jest Staw Wróbla, ale i w innych miejscach doceniałam walory przyrodnicze.



Nawet te, które wygenerowali ludzie 😉

Zresztą, podobnie jak w innych dzielnicach, dziełem człowieka były i tu ciekawe murale.


Nie brakowało jednak elementów na granicy absurdu, jednakowoż intrygujących. Człowiek patrzy i zastanawia się, jaki był cel ich powstania, a jeśli nawet funkcja jest oczywista, to czy dany obiekt ją spełnia w tych warunkach, jakie mu towarzyszą.



I tym sposobem dotarliśmy do końca wpisu o Morenie. Ze swojej strony w ramach podsumowania mogłabym ją porównać do rozrzuconych puzzelków, które dzięki tym trzem wędrówkom z mapą i aparatem nareszcie sobie poukładałam. Sieć ulic nabrała dla mnie kształtu, którego nie miała wcześniej, gdy wielokrotnie kursowałam tędy autobusem lawirującym między remontami.
A wpis chciałabym zwieńczyć zdjęciem, z którego po tych trzech spacerach jestem najbardziej dumna <3

Wbrew tytułowi „Puzzelki poukładane” nie ma tu nic o prefabrykatach. Na takim układaniu polegała w końcu budowa. 😉 Nie mówię, że szkoda, ale dla mnie trudno byłoby zwiedzić taką dzielnicę „w Twoim stylu” – szczegółowo, w jeden dzień. Ostatnio pracowałem z danymi o 135 blokach Lokatorsko-Własnościowej Spółdzielni Mieszkaniowej, a także z muzyką, czego efektem jest moje najnowsze dzieło.
Dziś premiera mojego filmu w kilku miejscach, stąd ten komentarz. 🙂 Zachęcam wszystkie osoby zainteresowane dzielnicą do obejrzenia:
http://youtu.be/frp2nF7pqXQ
Michale, po pierwsze, nie traktuj wszystkiego dosłownie, znasz mnie już chyba na tyle, by wiedzieć, że lubię metafory i zabawę słowem. Po zwiedzeniu Moreny miałam poczucie, że złożyła mi się wreszcie w jeden obraz, jak puzzle właśnie. A po drugie, nikt nie mówi, że to była jedna wycieczka 😉