Śródmieście #9 Pośród wodnych bram

Aby znów móc powiedzieć po latach, że przeszłam przez każdą uliczkę Śródmieścia, musiałam odbyć jeszcze jeden spacer. Zostało niewiele. Gdy wstałam rano i zobaczyłam, że temperatura dobija do 5˚C, pomyślałam: „jejku, nie sądziłam, że faktycznie będę zimą kończyła ten projekt” i że jest już takie światło w listopadzie czy grudniu, że pewnie niejeden kadr będę w przyszłości dopstrykiwać (wiosną lub latem), aby były bardziej „wyrównane” zdjęcia z poszczególnych dzielnic.

Tym razem wysiadłam przy Bramie Wyżynnej, wykorzystując akurat całkiem przyjemne tego dnia światło do zrobienia zdjęć kilku kluczowym zabytkom na trasie. W ten sposób przeczłapałam się Drogą Królewską czyli przez Złotą Bramę i Długą, gdzie policjanci upominali spacerowiczów bez maseczek, aby minąwszy Neptuna i przebywszy cały Długi Targ, ostatecznie przez Zieloną Bramę przejść na jej drugą stronę. Był 11 listopada 2020 roku. Poranek chłodnego dnia wolnego od pracy. To wystarczyło, aby najbardziej oblegane zwykle uliczki Śródmieścia koiły ciszą i spokojem.

Planowałam rozpocząć tego dnia swój przemarsz od ulicy Długie Pobrzeże, biegnącej nad samą Motławą, w związku z czym wielu podkreślało, że słowo „nabrzeże” zdecydowanie byłoby bardziej poprawne. Rozciągał się tu widok na odnowioną Wyspę Spichrzów, tymczasem po mojej stronie stały zacumowane statki wycieczkowe. Dreptałam nabrzeżem wzdłuż kamienic i bram, wypatrując co ciekawszych elementów. Taki na pewno stanowił dla mnie Lew Hewelion, tym razem w postaci nawiązującej do gdańskiego zawadiaki, bówki. Kawałek dalek wyeksponowano stelle i kamienne rzeźby. Obok mieścił się bowiem jeden z oddziałów Muzeum Archeologicznego. Uwagę warto było poświęcić także bramom wodnym. Ta przy ulicy Chlebnickiej miała herb z samymi dwoma krzyżami, bez korony, zaś Mariacka herby w pokłonie heraldycznym.

Przekroczyłam bramę dopiero na wysokości ulicy Św. Ducha. Na moment zajrzałam w Mydlarską, a następnie w Bosmańską. Dopiero po ich odwiedzeniu ruszyłam na wprost ulicą Św. Ducha. Nie bez ekscytacji, jako osoba zaciekawiona postacią Johanny Schopenhauer, a do tego jeszcze fanka żółwi – z obu tych powodów ucieszył mnie widok kamienicy Pod Żółwiem. Co ciekawe, w tej części Śródmieścia zachowało się nieco przedproży, masowo likwidowanych w latach 70. XIX wieku np. w obrębie Długiej czy Długiego Targu. Dzięki temu mogłam poprzyglądać się pięknym i niejednorodnym w swej tematyce płytom przedprożowym. Same kamienice też były niczego sobie. Dodatkowo klimatu dodawała nawierzchnia, nasadzenia i fakt, że zwartą zabudowę mieliśmy właściwie tylko z jednej strony drogi.

Idąc cały czas prosto, trafiłam na Przędzalniczą, z której na przestrzał było widać kilka kamienic z ulicy Szerokiej. Jeszcze dalej mieściła się ulica Grobla I, która rozpoczynała się przy Kaplicy Królewskiej i Fontannie Czterech Kwartałów. Chwilę później dotarłam do ulicy Złotników. W tym miejscu odbiłam w prawo. Zaintrygowały mnie mijane wejścia w podwórza.

Wyszłam na wysokości Szerokiej i momentalnie zauważyłam, że na skrzyżowaniu z ulicą Szklary stoi dość wąska, pojedyncza kamienica. Ruszyłam w stronę Placu Świętopełka, podeszłam najpierw pod fontannę otoczoną meblami miejskimi, po czym do rzeźby patrona tego miejsca. Przyjrzałam się nie tylko jego sylwetce, ale też detalom umieszczonym na postumencie. Napisy były w języku polskim i kaszubskim. Mijając ponownie fontannę, rzuciłam okiem po pierzei południowej, kamienica po kamienicy, przy czym szczególnie ciekawa była ostatnia, na skrzyżowaniu Szerokiej i Złotników, gdzie na ścianie znalazł się malunek ślimaka Teodorusa (kontruktu geometrycznego).

Wychodząc ku ulicy Grobla II, spojrzałam w stronę Galerii Güntera Grassa, przed którym rzucała się w oczy rzeźba ryby w dłoni. Po przespacerowaniu się w okolicy, ruszyłam dalej Szeroką. Znalazła się tu mnogość kamienic, które pokrywały różnorakie malunki – wstęgi, monety, mniej lub bardziej abstrakcyjne połączenia. Najobszerniejsze było graffiti na skrzyżowaniu z ulicą Tandeta. Odwiedzając ją przy tej okazji, mogłam podpatrzeć wieżę kościoła Św. Jana, który miałam w planach na potem. Idąc ku kolejnej bramie wodnej, minęłam tablicę upamiętniającą fakt, że swoje biuro poselskie i senatorskie przy Szerokiej miał Maciej Płażyński. Przystanęłam także na moment pod kamienicą, którą zdobiły doczepione… rybki. Po drodze zajrzałam jeszcze w Tokarską, gdzie zabudowa wydawała się nowocześniejsza. Wejście do Ośrodka Kultury Morskiej mieściło się zarówno stąd, jak i od nabrzeża.

Przeszłam przez jedną z najważniejszych bram wodnych starego Gdańska. Żuraw miał wciąż elementy, umożliwiające w przeszłości zamykanie bramy. Przechodząc pod spodem, można było obejrzeć wyeksponowane mechanizmy. Po przeciwnej stronie pozwoliłam sobie przystanąć blisko, by poczuć skalę zabytku, ale podeszłam także do metalowego modelu, by złapać całościową perspektywę.

Przespacerowałam się nad wodą aż do Rybackiego Pobrzeża. Minęłam przy tym najpierw Bramę Świętojańską. Dalej kamieniczki pokrywało sporo niemieckich napisów, a do tego zarówno malowane, jak i doczepione rybki, kraby i prawdopodobnie homar. Na tym tle wyróżniała się kamienica z gdańskimi lwami. Przy Bramie Straganiarskiej natknęłam się na wspomnienie Cybulskiego oraz spojrzałam w kierunku Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, jawiącej się w tym miejscu w pełnej krasie. Ostatecznie trafiłam pod pomnik Ziółkowskiego i Basztę Łabędź, przy której odbiłam w lewo.

Nim weszłam w Szpitalną, spojrzałam w kierunku Technikum Łączności oraz przebiegłam wzrokiem po pierzei kamienic przy Targu Rybnym. Następnie zbliżyłam się ku ceglanym murom i weszłam w zaułek przy osamotnionym budynku. Ściana naprzeciw muru była ceglana, jak i on, natomiast pozostałe otynkowano.

Zawróciłam i ruszyłam przez Targ Rybny. Zajrzałam na chwilę w Tobiasza, ale idąc dalej dotarłam do Straganiarskiej, gdzie zdobienia kamienic ponownie zwróciły mogą uwagę. Tymczasem jednak weszłam na moment w Warzywniczą, która pod tym kątem wcale nie pozostawała w tyle.

Na Straganiarskiej warto było obrócić się w kierunku bramy wodnej o tej samej nazwie, dzięki czemu oczom ukazywał się malunek na jednej z pierwszych kamienic po lewej – z rybami i nazwą „Targ Rybny”. Idąc dalej, przyglądałam się lokalnej zabudowie. Dotarłam do krótkiej i ślepej ulicy Różanej, naprzeciw której mieściła się z kolei ulica Minogi, przy której rosło drzewko owocowe, które spodobało mi się na tyle, że zamknęłam je w kadrze z budynkami w tle. I ostatecznie właśnie tą drogą poszłam dalej.

W ten sposób dotarłam do kościoła Św. Jana przy ulicy Świętojańskiej. Przeszłam wzdłuż terenu kościelnego, pomijając odwiedzony w innych okolicznościach Zaułek Zachariasza Zappio, za to natrafiając kawałek dalej na kamienicę „Dom Zachariasza Zappio”. Naprzeciw świątyni mieściło się przedszkole, na którym umieszczono tablicę upamiętniającą działającą tu dawniej drukarnię Józefa Czyżewskiego. Przy bramie wodnej zajrzałam w drugi koniec ulic Warzywniczej (ponownie z ciekawym malunkiem) i Tokarskiej, a zawracając wypatrzyłam Dom Naukowca PAN z Instytutem Maszyn Przepływowych. Przyjrzałam się również wykończeniom rynien i przystanęłam przy odgrodzonym terenie, gdzie trwały z tego co słyszałam prace archeologiczne.

W ten sposób dotarłam do ulic Grobla III i Grobla IV, które odwiedziłam kolejno. Na końcu umieszczono serię skrzynek, tworzących ogródek zielny zorganizowany według tabliczki przez Gdański Zarząd Dróg i Zieleni, a zioła polecały się do apteczek przechodniów. Obok znajdował się zabytkowy budynek dawnego szpitala, dziś zajmowany przez Szkołę Podstawową nr 50, pod patronatem Emilii Plater. Zabudowa związana ze szpitalem zachowała się też tuż za nią, w obrębie ulicy Tobiasza, z pięknym portalem stanowiącym wyróżniający się element budynku. Po drodze zajrzałam jeszcze z ślepą uliczkę – Pachołów.

Przez ulicę U Furty wyszłam ku pozostałościom murów miejskich i przez Podwale Staromiejskie, skręciwszy w lewo, dotarłam aż do Lawendowej. Obeszłam stojącą tam Halę Targową wokół, przyglądając się detalom tego wyróżniającego się budynku z mojej ukochanej cegły, gdzieniegdzie z ciemnozielonymi wstawkami. Wypatrzyłam także herb miasta. Zaciekawił mnie kod QR, ale nie działał. Znalazłam też szklane tablice, jedną o walorach historycznych, drugą z cytatem z Herberta, jednego z moich ulubionych poetów. Rzuciłam okiem w kierunku Baszty Jacek, ale ostatecznie odbiłam w Pańską ku kościołowi Św. Mikołaja. Choć trwał jeszcze remont, dało się już wejść do środka świątyni i przejść przez jego część. Trwała akurat spowiedź, było też nieco wiernych skupionych na indywidualnej modlitwie. Spędziłam tam chwilę w zadumie, pierwszy raz będąc tak naprawdę wewnątrz. Gdy wyszłam, było równo południe i z którejś z pobliskich wież (Mariacki? Ratusz?) zabrzmiały dźwięki „Roty”.

Po wyjściu zaciekawił mnie budynek na rogu Świętojańskiej i Lawendowej, więc podeszłam, aby sfotografować tamtejszy portal. Następnie skręciłam w ulicę Szklary i wyszłam na ulicę Szeroką. Skręciłam w prawo i idąc cały czas prosto, mijałam kolejne, zwiedzone już w ramach tego projektu uliczki. Przyjrzałam się natomiast bliżej malunkom na kamienicach, w tym planowi tej części miasta i czemuś na kształt herbu, przy skrzyżowaniu z Węglarską i Pańską. Chwilę później zajrzałam jeszcze w ulicę Podmurze. Na jednym z okolicznych budynków dopatrzyłam się ciekawej tabliczki z nazwą ulicy Szerokiej.

Wreszcie wyszłam w okolicy Targu Drzewnego – pod pomnikiem Sobieskiego złożono kwiaty z okazji Święta Niepodległości. Były białe i czerwone, a do tego ułożone na kształt Polski. W jego pobliżu przechodziły pojedyncze osoby z kotylionami lub flagami. W pandemicznych okolicznościach nie organizowano nic na kształt parady.

Wyszłam na Wały Jagiellońskie. Przeszłam na światłach pod Nowy Ratusz, przy którym znajdował się drogowskaz z nazwami miast partnerskich. Pierwszy raz obejrzałam też budynek od strony skweru Czesława Niemena, choć wsiadałam wielokrotnie w tym miejscu do autobusu. Na kolejnych światłach przeszłam w stronę skweru im. Polskich Harcerzy w byłym Wolnym Mieście Gdańsku. Malowniczy mostek zwieńczał herb miasta z lwami, które go podtrzymywały. Także Armia Krajowa i Polskie Państwo Podziemne otrzymały swoje upamiętnienie w postaci głazu, w tym okresie okolonego kwiatami i zniczami. Z tej perspektywy był widoczny główny budynek Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej przy Targu Rakowym. Pamiętałam, jak dawniej znajdowała się tu pętla autobusu z przystankiem „Targ Sienny”, jeszcze nim powstało Forum, na którym przesiadałam się co środę, będąc studentką pierwszego roku.

Przeszłam na światłach przy bibliotece i kolejnymi pasami skierowałam się na drugą stronę Huciska. Spojrzałam z góry na biegnące dołem tory kolejowe, po czym skręciłam w Podwale Grodzkie. Spodobał mi się „ceglany zakątek na koniec”, byłam wówczas między Nowym Ratuszem a Bastionem Św. Elżbiety. Spokojnym krokiem minęłam wszystkie ceglane budynki na trasie do dworca głównego, gdzie wsiadłam w tramwaj powrotny z poczuciem zdobycia kolejnego kamienia milowego prowadzącego do celu.

Więcej o tym projekcie poczytasz <tutaj> 🙂

Sprawdź także więcej kadrów z ostatniego śródmiejskiego spaceru!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *