Narwiański Park Narodowy

Od razu po śniadaniu ruszyłam na dworzec PKS w Białymstoku. O 8:30 odjeżdżał bus do Jeżewa Starego – 5 km od celu, ale niestety do samego Kurowa nie dojeżdżało absolutnie nic. Pan kierowca sprzedał mi bilet i był zaskoczony, że miałam odliczoną kwotę:

– Pani widzę przygotowana. Nie da się Pani oszukać.

– Sprawdziłam wcześniej, tylko nie wiem, gdzie są przystanki, jakby Pan mógł mi pokazać, kiedy wysiąść i gdzie jest powrotny.

Okazało się, że ten sam przystanek obsługuje przejazdy w obu kierunkach. Żeby jednak nie było tak lekko, pętla dla autobusów znajdowała się już za węzłem na drodze szybkiego ruchu i nawigacja sugerowała pokonać jeszcze kawałek, by w ogóle znaleźć się po właściwej stronie ekspresówki. Dodatkowo zakładała, że do siedziby Parku dzieli mnie 1,5 godziny marszu.

Z pętli należało wejść na drogę przy kapliczce i iść nią w kierunku budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Niemal naprzeciw mieścił się grób żołnierza, choć zauważyłam go dopiero w drodze powrotnej. Szłam cały czas prosto, aż do ekranów akustycznych, gdzie odbiłam w prawo. Z tej perspektywy widziałam już przejazd nad ekspresówką. Nie wyglądało to jakby ktokolwiek chodził tędy pieszo, dlatego wykorzystałam przestrzeń między barierkami, by czymś a la chodnik przejść bez ryzyka, że zahaczy mnie jakiś samochód. Droga biegła dość stromo i pod tym kątem widoczność mogłaby być ograniczona, ale poza tym trasa wydała mi się bezpieczna.

Nic jednak nie jechało, a ja spokojnie znalazłam się chwilę później po właściwej stronie. Co więcej, przez niemal godzinę szłam drogą absolutnie sama. Przy pierwszej krzyżówce trochę aut jeździło od czasu do czasu prostopadłą drogą, ale jedyne auto, jakie widziałam na swoim odcinku, było zaparkowane, a kierowca siedział w środku i raczej nie zapowiadało się, że szybko się stamtąd zawinie. I tak mijałam kolejne pola i domy w oddali, od czasu do czasu trafiając na przydrożne kapliczki, a raz na krzyż. Zaczęło się robić słonecznie i ciepło, ale wciąż znośnie, choć szłam po asfalcie. Drzewa od czasu do czasu zacieniały fragmenty drogi.

Gdy 70 minut później dotarłam do drogowskazu, który sugerował skręcić w prawo, by znaleźć się na ostatniej prostej do Narwiańskiego Parku Narodowego, faktycznie miejsce ciut ożyło. A to rolnik pracował na polu, a to traktorzysta wykaszał pobocze, a to nawet kilka aut przejechało, prawdopodobnie z turystami, bo często na obcych blachach.

Naprzeciwko starego młyna motorowego mieścił się ośrodek edukacyjny Parku, w budynku zwanym Młynarzówką, bo (jak dowiedziałam się w środku) dawniej był tu dom młynarza. Rzutem na taśmę (wejścia były co pół godziny, a ja dotarłam o 10:30) zdołałam dołączyć do zwiedzania z dwójką innych chętnych i nie musiałam czekać na kolejne wejście. Pani przy kasie śmiała się tylko, że bilet sprzeda mi teraz, a pamiątki później 😉

Zwiedzanie zaczynało się w niedużej auli, gdzie prezentowano film o Narwi i samym Parku. Był ciekawie przedstawiony, nie tylko pod kątem treści, ale też formuły, gdzie autentyczne nagrania przepleciono z wykresami, obrazkami wyjaśniającymi przedstawiane tematy czy animacjami dającymi wyobrażenie przesuwającego się lodowca i jego gabarytów (kilometr długości!). Poznałam pojęcie rzeki anastomozującej 😉 czyli takiej o wielu korytach, co nie wpisywało się w klasyczny podział i generalnie stanowiło rzadkość. Na odcinku 45 km mieszczących się na terenie Parku można tak określić Narew. Dlaczego Narew była taką rzeką – o tym mówiły dwie teorie, obie oparte o tworzenie się tu torfowisk. Być może umacniały one taką strukturę, a może przyczyniły się do jej powstania, gdy torf przyrastając, wyhamowywał ruch wody w rzece. Krajobraz został też przekształcony przez człowieka, który wycinał lasy, organizował pastwiska, a bieg rzeki na niektórych odcinkach został wyregulowany.

Wyszliśmy na korytarz, gdzie znajdowały się m.in. narzędzia do połowu ryb – wierszka i szlaga. Zdążyłam też zerknąć na mapę Parku nim pani wprowadziła nas na ekspozycję przyrodniczą.

W pierwszej sali na multimedialnej makiecie prezentowano to, o czym opowiadał lektor. Jak „zachowuje się” rzeka w różnych okresach roku albo gdzie wylewa. Nie miałam pojęcia, że to piąta najdłuższa rzeka w naszym kraju. Park obejmował jej bieg pomiędzy miejscowościami Suraż i Rzędziany, gdzie nie był uregulowany przez człowieka i rzeka zachowała swoją wielokorytowość, o ile można to tak określić. Różnica wysokości na długości tych 45 km nie była duża, więc Narew płynęła powoli, ale była ponoć głęboka już od samego brzegu.

Kolejno poznawaliśmy mieszkańców tego regionu. W akwarium pływały prawdziwe ryby reprezentujące lokalne gatunki, towarzyszyły im tutejsze gatunki roślin i ślimaki, a o wszystkich można było poczytać na ekranie multimedialnym.

Dominantą kolejnej sali była diorama z różnymi siedliskami i zwierzętami (głównie ptakami), które je zamieszkiwały. Zapamiętałam, że żuraw to największy polski ptak, rozpoznałam gniazdo remiza, po stawie pływała np. łyska, wydra czaiła się obok, a gronostaj potrafił podobno upolować większego od siebie zająca. Bohaterowie danej części narracji byli podświetlani, a ekran multimedialny ponownie pozwalał poszerzyć wiedzę.

Następnie należało wejść na wieżę widokową. Słuchaliśmy rozmowy dziewczynki z mężczyzną, skupionych na porannych obserwacjach przyrody, w dużej mierze ptaków. To, o czym rozmawiali, było prezentowane na ekranie na bieżąco.

Potem oglądaliśmy żeremie bobra i film o nim, a obok pojawiły się pierwsze wizjery. W środku widniały zdjęcia roślin i bezkręgowców, ale także płazów. Uznałam, że to niesamowite, ile zaprezentowano samych ważek! Następnie wyświetlał się film o samych bezkręgowcach, ale opowiedziano tam raczej dość podstawowe rzeczy jak dla mnie – biologa, typu, np. że owady przechodzą przeobrażenie. Na ścianie pokazano zresztą stadia larwalne i dorosłe motyla, komara i ważki. Słuchając, skupiłam się raczej na gablotkach z bezkręgowcami.

Ostatnia sala nawiązywała do działalności człowieka, np. rybołówstwa, sianokosów czy… kiszenia ogórków. Podobało mi się też multimedialne stanowisko na koniec, gdzie po wybraniu gatunku pokazywał się on w obrębie wodnego siedliska, a związane z wodą ptactwo dodatkowo wydawało odgłosy.

Po opuszczeniu tej sali obejrzałam jeszcze wystawę fotografii w korytarzu – najbardziej spodobały mi się lisy i zimorodek. Zakupiłam pamiątki, zasięgnęłam języka, uznałam, że ogarnięcie jeszcze ścieżki w Waniewie jest poza zasięgiem piechura, ale żeby też nie marnować czasu do autobusu, uznałam, że podejdę na zachodnia część tzw. Zerwanego Mostu.

Reszty planów nie zmieniałam, dlatego ruszyłam ku właściwej części Kurowa. Gdy dotarłam do kapliczki maryjnej, odbiłam w prawo w poszukiwaniu czegoś nazwanego na Google Maps „szczeliną w Kurowie”. Nie znalazłam, za to dotarłam do tabliczki z nazwą miejscowości, gdzie pokusiłam się o zdjęcie z nią. Następnie zawróciłam ku kapliczce i ruszyłam przez pierwszą bramę, przy napisie Narwiański Park Narodowy. Mijałam stare budynki, które kojarzyły mi się z jakimś gospodarstwem czy folwarkiem.

Droga wiodła ku drugiej bramie, gdzie znajdował się dworek i park przydworski, który był zarazem pierwszą ścieżką do zwiedzania. Dworek aktualnie był remontowany, a ja poprosiłam siedzących przed nim panów, by pomogli mi się odnaleźć na planie dołączonym do folderu opisującego tę ścieżkę. Okazało się, że ich firma zajmuje się remontem, ale tak czy inaczej, pomogli mi. Przy okazji wypatrzyłam, że jedno z ich aut było na gdańskich blachach.

Przy dworze znajdowała się pierwsza tablica na temat jego historii, a pochodził z końca XIX wieku, chociaż o samym Kurowie słyszano już w XV wieku. Następnie należało iść w kierunku bramy wjazdowej, ale jej nie przekraczać. Nie wszędzie były tablice, więc o zwiastunach wiosny czy bocianach mogłam raczej poczytać, ale samo gniazdo było świetnie widoczne, więc dawało wskazówkę, jak iść dalej. Nieopodal zaciekawiły mnie drzewa zgrupowane w dwóch rzędach. Za nimi należało skręcić w lewo, by dojść do uli, bo kolejny przystanek poświęcono pszczołom.

Tam odbiłam w prawo, idąc jakby przez centralną oś parku. Zwiedziłam sad owocowy, choć rosły tu różne gatunki drzew i krzewów. Największym przeżyciem było dla mnie sfotografowanie ważki, która przysiadła na gałęzi i nie uciekła, choć ostatecznie zbliżyłam dłoń na około 10-15 cm. Nigdy nie fotografowałam ważki z tak bliska! Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i przyniosło mnóstwo radości.

Gdy zawróciłam, szłam dalej na wprost wzdłuż latarenek. Znajdowała się tam tablica o drzewach i krzewach. W zielonym zakątku pośrodku zorganizowano kącik edukacyjny. Dałam również sobie chwilę, by pobawić się tamtejszymi zadaniami, a do tego zobaczyłam kolejną, krwistoczerwoną ważkę. Była ciut bardziej płochliwa niż jej koleżanka, ale miło się ją oglądało nawet z większej odległości. Tematyka tablic była podobna jak w Biebrzańskim Parku Narodowym: tropy, gatunki drzew, dzielenie ptaków na kategorie (np. wodne czy śpiewające), budki lęgowe itd.

Minęłam jeszcze tablice o skrzydlatych mieszkańcach Parku oraz ssakach, po czym minęłam kolejną bramę i płynnie weszłam na ścieżkę Kładka wśród bagien. Był w planie jej remont, ponoć w kolejnym roku, natomiast póki co wzmocniono 200-metrowy odcinek i tyle można było przejść. Żałowałam, że na tym odcinku nie było tablic, poza jedną o motylach i ważkach przed wejściem, a dosłownie w miejscu, gdzie kładkę zamknięto, ze względu na osunięcie się jej części, widziałam już pierwszą z nich, z tej perspektywy jednak nie do odczytania. Zabrakło może dwóch metrów… Natomiast już ten krótki fragment dawał wyobrażenie, że byłoby tu naprawdę malowniczo i przyjemnie pośród wody i szuwarów.

W miejscu zamknięcia można było zawrócić albo zejść na brukowaną ścieżkę w stronę wieży widokowej, co wybrałam. Wieża znajdowała się tuż obok. Widoki były ładne, choć szkoda, że nie znajdowałam się jeszcze wyżej – w ogóle podczas tego wyjazdu zauważyłam, że w obu parkach wieże miały raczej niewielkie wysokości. To, co mnie zaskoczyło, to pierwszy raz w takim miejscu znalazłam… biurko. I to odwrócone, więc raczej nikt przy nim nie zasiadał do pracy 😉 Z wieży brukowaną ścieżką wyszłam na początku ścieżki Kładka wśród bagien, a następnie zawróciłam aż do ośrodka edukacyjnego w Młynarzówce. Zrobiłam tam sobie krótką przerwę w cywilizowanych warunkach, po czym ruszyłam dalej.

Miałam wystarczająco czasu, by zobaczyć ów Zerwany Most. Musiałam dojść do rozjazdu ze skrętem na Stare Jeżewo, ale odbić tam w prawo. Po kilkunastu minutach dotarłam do malowniczego mostu nad ramieniem Narwi, ale to jeszcze nie było to. Idąc kolejnych parę minut, przez coraz większe chaszcze, znalazłam się przy barierce. Widoki były ładne, ale nie spektakularne i gdybym nie wiedziała, że jestem na skraju mostu, raczej bym się nie domyśliła.

Udałam się w drogę powrotną znaną sobie trasą. Miałam nawet pomysł na łapanie stopa przy krzyżówce dróg (bo na mojej drodze nie jechało nic, jeden rowerzysta przez godzinę to jednak za mało), ale się zawahałam, a minęli mnie właśnie wspomniani budowlańcy na gdańskich blachach. Cóż, dotarłam do pętli w Starym Jeżewie i pokornie czekałam na autobus powrotny niecałą godzinę.

Tuż przed pojawieniem się autobusu zagadał mnie również oczekujący na niego mężczyzna. Był zaskoczony, że szłam do Kurowa na piechotę, ale polecał mi jeszcze Tykocin. Może, gdy kiedyś znów wrócę na Podlasie i będę miała do dyspozycji nie tylko nogi 😉 Pan rozgadał się, że pochodzi z Białegostoku, ale jego rodzice właśnie wyjechali w te strony, chcąc opuścić duże miasto. Tymczasem on od lat mieszkał i pracował w Tokio, które według jego deklaracji wraz z przyległymi dużymi miastami miało 30 milionów mieszkańców! Gdy autobus podjechał, pan dosiadł się do mnie, choć już zakładałam słuchawki i podgadywał całą drogę. Momentami rozmowa była nawet ciekawa, a gdy pokazał zdjęcia ptaków wykonane przez jego nastoletniego syna, byłam naprawdę pod wrażeniem. Musiałam jednak postawić granicę, że mam się gdzie zatrzymać w Białymstoku, miejscówka jest ok i naprawdę sobie poradzę, nie potrzebuję wsparcia 😉

Wysiadaliśmy w innych częściach miasta, a w drodze do bazy poszłam jeszcze na lody. Po trudach wędrówki. W nagrodę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *