Z Osowca miałam opcję wyboru spośród dwóch pociągów regionalnych, jeśli nie chciałam jechać dalekobieżnym. Początkowo planowałam przejazd tym popołudniowym, ale że zdążyłam zobaczyć wszystko, co mnie interesowało i było w zasięgu piechura, uznałam, że lepiej zebrać się rano i mieć więcej czasu w stolicy Podlasia – Białymstoku. Musiałam co prawda zwrócić poprzedni bilet i kupić nowy, ale strata kilku złotych w kontekście zyskanych kilku godzin wydała mi się relatywnie niewielkim kosztem.
W Białymstoku byłam około 9:30, co nie pozwalało mi się jeszcze zameldować, ale miałam zgodę na pozostawienie bagaży, zatem spakowałam się strategicznie, by łatwo zabrać z bazy tylko to, czego potrzebowałam na spacer po mieście. Po drodze sprawdziłam PKS-y, by jednego dnia wyskoczyć do Narwiańskiego Parku Narodowego. Obejrzałam też kolejne atrakcje leżące w okolicy trasy od dworca do miejsca noclegu – Centrum Kultury Prawosławnej.



Przeszłam przez park im. Jadwigi Dziekońskiej, a z poświęconego jej pomnika dowiedziałam się, że była żołnierzem AK i została zamordowana przez gestapo. Stamtąd ruszyłam po schodach ku kościołowi pw. Chrystusa Króla i Św. Rocha. Zmachałam się przy tym, bo wciąż miałam na plecach ciężki bagaż, a musiałam pokonać kilkadziesiąt stopni. Kościół zaaranżowano w bieli i drewnie, ale warto było spojrzeć także na witraż w sklepieniu.







Po wyjściu od strony ulic Św. Rocha i Lipowej od razu rzucił mi się w oczy budynek kamienicy fabrykanta Moesa. Idąc w jego stronę, natrafiłam jeszcze na pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej. Dalej wędrowałam już przez Lipową. Znalazłam Pałacyk Chaima Nowika i zachwycił mnie do tego stopnia, że fotografowałam go kilkukrotnie, za każdym razem, gdy go mijałam. Obecnie budynek był zajmowany przez Wojskową Komisję Rekrutacyjną. Dalej na mojej trasie znajdował się dom rodzinny Jakuba Szapiro. Oba obiekty reprezentowały szlak esperanto i wielu kultur. Mijałam także wiele innych ciekawych budynków. Zaciekawiła mnie również rzeźba Podróż – choć była po drugiej stronie drogi. Niedługo później zajrzałam jeszcze do cerkwi Św. Mikołaja Cudotwórcy, po czym zameldowałam się w Centrum Kultury Prawosławnej. Okazało się, że pokój był wolny, bo poprzedni gość się nie pojawił, dzięki czemu zostawiłam bagaż, nie musiałam kombinować z łazienką i zwyczajnie mogłam zrobić sobie chwilę przerwy.













Koło południa ruszyłam na dalsze zwiedzanie, uzbrojona w mapkę w telefonie, więc zależało mi, aby tego dnia podejść też do informacji turystycznej po papierową wersję. Tymczasem skierowałam się ulicą Św. Mikołaja ku Grochowej i Kalinowskiego. Przy okazji zobaczyłam budynek Białostockiego Teatru Lalek. Z pomocą nawigacji w gąszczu uliczek między blokami znalazłam ceglany budynek szkoły żydowskiej Tarbut. Stamtąd skierowałam się ku kaplicy prawosławnej Św. Marii Magdaleny, natomiast znajdowała się daleko od ogrodzenia, na terenie prywatnym i trudno było obejrzeć ją w całości również od ulicy Kijowskiej, którą następnie ruszyłam.



Niedługo później oglądałam już wiekową, drewnianą zabudowę ulicy Młynowej, ale przeszłam też przez Sienny Rynek. Między nimi dawniej mieścił się cmentarz ewangelicki, ale nikt by się nie domyślił, czemu kamienna nawierzchnia poprzetykana zielenią różni się od terenu wokół, gdyby nie pomnik i tablica.





Idąc tam od strony ulicy Legionowej, zaskoczyły mnie tamtejsze „chude” bloki i narożny budynek właśnie między Legionową a Siennym Rynkiem. Pomyślałam, że Białystok jest niczym wystawa pomysłów architektów, taki tu miszmasz, taka różnorodność, że budynki w jednym kadrze potrafią się różnić na tyle sposobów.

Wyszłam koło synagogi Piaskower, po czym ruszyłam do Pomnika Bohaterów Białostocczyzny, żeby go nie ominąć. Wtedy wróciłam na Legionową i znów z pomocą nawigacji odnalazłam Pomnik Wielkiej Synagogi. Powstała przed I wojną światową, a została podpalona w 1941 roku, w wyniku czego zginęło blisko 3000 ludzi, w jej środku i z powodu pożaru dzielnicy.






Stamtąd czekał mnie ciut dłuższy spacer przez ulicę Marii Skłodowskiej-Curie. Przy tej okazji odkryłam dwa murale, w tym ten z babcią Eugenią, ponoć autentyczną postacią. Ostatecznie dotarłam do Parku Konstytucji 3 Maja z pomnikiem 42. Pułku Piechoty. Tam przysiadłam na ławeczce, odpoczywając i delektując się namiastką cienia, bo zrobiło się już dosyć ciepło, a w mieście odbiera się takie temperatury inaczej niż poza nim.




Po przerwie, mijając przy tym Filharmonię, ruszyłam przez Podleśną, Grottgera i Mickiewicza na Augustowską. Tam znajdował się budynek dawnych zakładów Nowika, z charakterystyczną wieżą po sąsiedzku. Stamtąd przeszłam się na Świętojańską – zaskoczyło mnie kryjące się za ceglaną fasadą centrum handlowe. Poza tym mieściły się tu obiekty z mapki – Zakłady Beckera i Pałacyk Beckera, inna zabytkowa kamienica naprzeciw, a tuż przed skrzyżowaniem jeszcze element szlaku architektury drewnianej – willa generała von Driesena.







Przeszłam się następnie przez bardzo zadbany i kwiecisty Park Planty. Nawet woda w fontannie utworzyła tęczę, jakby mało było tych kolorów. Na końcu parku odbiłam w prawo nad oczko wodne z pomnikiem Praczki. Trzy kobiece postaci autentycznie pochylały się nad wodą. Towarzyszyli im dwaj chłopcy karmiący kaczki, ale dali mi szansę na zrobienie zdjęcia, za co podziękowałam i im, i skłoniłam się ich cioci / babci.





Wówczas ruszyłam ku Bramie Wielkiej Pałacu Branickich, gdzie mieścił się punkt informacji turystycznej. Weszłam i od razu przed panią zobaczyłam potrzebne mapki.
– W czym mogę pomóc? – zapytała.
– Potrzebuję taką mapkę. A jeśli to możliwe, to trzy.
Pani dała mi mapki, zasugerowała umówienie zwiedzania w Pałacu Branickich (co zrobiłam po wyjściu od niej) i poleciła jeszcze parę miejsc, np. Muzeum Pamięci Sybiru, którego nie miałam w planach. Zasugerowała nawet pewne podobieństwa z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i pytała, czy byłam. Roześmiałam się, że tak, bo przyjechałam właśnie z Gdańska. Pani zapytała, co najbardziej mnie interesuje i wymieniła przy tym zorganizowane przez miasto ścieżki tematyczne, ale odparłam szczerze, że parki narodowe, a Białystok przy okazji, ale jak się uda, to chciałabym zobaczyć wszystkie oznaczone punkty. Pani zapytała, jak długo jestem w Białymstoku i zaskoczyła ją odpowiedź „dziś i pojutrze”, ale na dzień pomiędzy zaplanowałam właśnie Narwiański Park Narodowy. Pani zorientowała się, że sprawdziłam, co się dało zawczasu i życzyła mi miłego pobytu.






Dalsza trasa zwiedzania wiodła przez Park Stary do ulicy Elektrycznej, gdzie mieściła się stara elektrownia, ale budynki, które widziałam, jakoś nie pasowały mi do adresu, opisu i ogólnie wyglądały zbyt nowocześnie. Widocznie czegoś się nie dopatrzyłam. Ruszyłam zatem ku Warszawskiej i kolejny kościół, tym razem Św. Wojciecha Biskupa Męczennika, znów zobaczyłam tylko z zewnątrz, choć już pod tym kątem wydawał się obiecujący. Trwał jednak pogrzeb, więc odpuściłam, sama nie chciałabym, by ktoś kiedyś przeszkadzał podczas mojego pogrzebu.



Na Warszawskiej obiektów godnych uwagi było jeszcze kilka, póki co jednak zobaczyłam dwa: Pałacyk Cytronów mieszczący aktualnie Muzeum Historyczne, a kawałek dalej Centrum im. Ludwika Zamenhofa. Twórca esperanto urodził się właśnie w Białymstoku.


Wówczas weszłam na ulicę Pałacową, gdzie zobaczyłam budynek dawnego żydowskiego gimnazjum żeńskiego. Dalej przechodziła w Słonimską, a ja weszłam do dzielnicy Bojary. Miała ciekawy charakter, bo znajdowało się tu sporo architektury drewnianej, a kilka uliczek wyglądało jakbyśmy odbyli podróż w czasie, co jednak przełamywał dziecięcy gwar przy przedszkolu o zdecydowanie współczesnym placu zabaw i parking z samochodami rodziców, którzy te maluchy akurat odbierali. Tym niemniej zakątek był ciekawy, a najgłębiej zapuściłam się na ulicę Wiktorii, gdzie urzekł mnie budynek pod numerem 5, choć mapka polecała numer 6/1, gdyż tam w konspiracji działał swego czasu sam Piłsudski.
Wracając, odszukałam jeszcze Słonimską 31 z drewnianą, modernistyczną willą. Następnie skierowałam się ku ulicy Złotej, gdzie od razu na wejściu urzekały dwa zabytkowe budynki zlokalizowane naprzeciw siebie, niczym brama z innego świata. Po drodze minęłam jeszcze kościół MB Fatimskiej. Nie był zaznaczony na mapce turystycznej, ale też miał ciekawą bryłę.








Ze Złotej skręciłam w ulicę Sienkiewicza i znalazłam pizzerię, gdzie zjadłam obiad. Stamtąd wracałam już do bazy, po drodze odhaczając jeszcze kilka obiektów: Pałac Tryllingów przy Warszawskiej, aktualnie remontowany; Dawne Gimnazjum Realne przy Kościelnej, także związane z Zamenhofem; miejsce, gdzie stał jego dom, przy ulicy, której obecnie był patronem; aż wreszcie sfotografowany zza blachy wokół rozkopanego skweru pomnik twórcy esperanto.








Już po pierwszym dniu przeszłam się po mieście, poznając 29 obiektów z mapki (zostało 14, w tym Pałac Branickich), co uznałam za bardzo dobry wynik. Wróciłam do bazy, odkrywając przy tym fontannę koło cerkwi. Musiałam solidnie zregenerować się przed wycieczką do Narwiańskiego Parku Narodowego, bo czekało mnie tam najwięcej kilometrów. A co do Białegostoku, wiedziałam, że ciąg dalszy nastąpi…


