Na ostatni dzień zwiedzania Biebrzańskiego Parku Narodowego wybrałam sobie ścieżkę edukacyjną Wokół Fortu IV Twierdzy Osowiec. Sama ścieżka liczyła sobie 4,2 km, natomiast źródła nie były zgodne co do odległości od siedziby dyrekcji Parku (gdzie przecież miałam bazę) do jej początku. W folderze była mowa o 7 km, nawigacja sugerowała 5,1 km, tymczasem mój program naliczył całościowo zaledwie 12 km (w dwie strony i z całą przebytą ścieżką edukacyjną, przy czym temu urządzeniu ufałabym najmniej, bo być może urywający się dość często zasięg miał tu jakiś wpływ.
Tak czy inaczej, droga do ścieżki zajmowała około godziny, a przebycie jej wszystkich punktów (a było ich 15) pomimo deklarowanych 2-3 godzin, mi zajęło 1,5 godziny.
Z bazy wyszłam jeszcze przed ósmą i ruszyłam tą samą drogą przy torach, co dzień wcześniej. Przy czym na jej końcu rzeczywiście skorzystałam z przejazdu przez tory i skręciłam w prawo. Następnie przecięłam trasę Ełk-Białystok i czekała mnie długa wędrówka alfaltową drogą rozpoczynającą się naprzeciw. Okazało się, że idę łosiostradą i sama nazwa kazała mi się uśmiechnąć.
Przygód po drodze nie było wiele. Przyjrzałam się włochatej gąsienicy motyla, sunącej powoli po asfalcie. Weszłam na pomost przy drodze. Przyjrzałam się kapliczce kawałek dalej. Co jakiś czas mijały mnie samochody i raz traktor, ale ogólnie było spokojnie. Charakterystycznym punktem, zwiastującym, że jestem blisko celu, były dwa następujące niedługo po sobie ostre zakręty, najpierw w prawo, potem w lewo. Kilka minut po pokonaniu tego drugiego dotarłam do parkingu, naprzeciw którego rozpoczynała się ścieżka edukacyjna.
Fort IV zbudowany był wedle folderu cały z betonu zakrytego ziemią. Powstał pod koniec XIX wieku, jako wsparcie dla wcześniejszych i nazwano go Nowym. Miał nadzorować tzw. Carską Drogę, którą opisywano pod numerem 1 na ścieżce.
Idąc dalej, uznałam, że bez przewodnika przejście tej trasy byłoby czysto rekreacyjne, a nie poznawcze. Słupki ponumerowano, ale przeważnie nie było tablic. W rozeznaniu, na co zwrócić uwagę i jak niczego nie przegapić, pomógł mi folder zakupiony po przyjeździe. Dodatkowo ze ścieżką edukacyjną na większości odcinków pokrywała się leśna trasa biegowa, której duże, jasne tablice były lepiej widoczne niż zielone znaki na drzewach, ale warto było ich również wypatrywać, żeby niczego nie przegapić.
Przy numerze 2 mieściło się skrzyżowanie dróg wiodących dawniej do fortów III oraz IV. Należało tu skręcić w lewo. Szeroka leśna droga była solidnie ubita, ale także wzmocniona kamieniami.
Przy trójce warto było na chwilę zejść ze szlaku ścieżką w lewo, co dobrze pokazano na mapce w folderze. Wspomniany zakręt prowadził do fosy czyli mokrego rowu fortecznego. Miejsce wydało mi się dość malownicze i stanowiło ciekawe urozmaicenie.
Miałam się jednak przekonać, że jeszcze trochę ciekawostek przede mną. Chociażby tam, gdzie ścieżka biegowa biegła prosto, a szlak prowadził do numeru 4 ostro pod górkę, ograniczając cały czas prawą stronę barierką. Łuk utworzony w ten sposób przeprowadzał turystę aż do punktu numer 7. Dzięki temu zobaczyłam najpierw nacieki na skałach, następnie (co chyba najdłużej mnie pochłonęło) koszary, a właściwie to co z nich zostało, bo Rosjanie, ewakuując się stąd w 1915 roku, wysadzili obiekt. Miejsce to stało się enklawą roślin o bardziej górskim charakterze, o czym przekonywał nas punkt szósty, a pod siódemką malowniczy krajobraz tworzyła z kolei flora muraw napiaskowych.
Tam zeszłam ku głównej części trasy i kontynuowałam marsz do punktu numer 8. Aby tam dojść, trzeba było skręcić w ścieżkę oznaczoną trójkątem obok przyrządów do ćwiczeń. Na końcu tej odnogi był pomost widokowy. Z platformy widoczna była roślinność wodna i błotna, która znalazła sobie miejsce na dalszym odcinku fosy, którą widziałam wcześniej.
Po powrocie na główny szlak, przysiadłam pod wiatą. Poprawiłam buty i ruszyłam dalej. Właściwie już po chwili zobaczyłam prochownię. Zastanawiałam się wcześniej, czy da się do niej wejść, ale gdy ją ujrzałam, szybko okazało się, że nie ma nad czym się zastanawiać. Wejścia broniła barierka, taśma i stosowna tablica ostrzegawcza. Natomiast wnętrze było całkiem dobrze widoczne i zza barierki. Ponadto z boku umieszczono jeszcze jakąś plakietkę, gdybałam, że z numerem z rejestru zabytków, ale niestety nie widziałam nic więcej z tej odległości.
Rozczarowaniem natomiast była tzw. Bateria Okrągła. Według folderu powinnam widzieć nasyp po prawej stronie, ale jak dla mnie ta część lasu nie wyróżniała się niczym szczególnym. Zresztą, skarpa była po lewej stronie drogi. Niedługo później szlak skręcił w prawo, po czym docierał do rozwidlenia, na którym należało kontynuować marsz prosto.
Tutaj odległości między kolejnymi punktami były spore i aż do końca dość regularne. Pod numerem 11 opowiedziano o okopach, a pod dwunastką kryły się łosie, których widoku jednak nie uświadczyłam. Przy punkcie na temat jałowca powinnam usłyszeć kwiczoła i nawet spory odcinek wcześniej słyszałam ptasie trajkotanie, ale nie miałam pojęcia, jakiego ptaka słyszałam.
Ze szlaku warto było na moment zejść przy numerze 14. Wąska dróżka prowadziła do stanowiska dla obserwatora artylerii. To był ostatni na szlaku obiekt fortyfikacyjny. Pod numerem 15 kryła się bowiem misa deflacyjna, która wyróżniała się niską roślinnością i zaledwie kilkoma drzewkami, przez co powstało tam coś na kształt nasłonecznionej polany.
Od końca ścieżki edukacyjnej szło się ponownie ku Carskiej Drodze, mijając przy tym punkty 2 i 1. Gdy dotarłam do asfaltówki, skręciłam w lewo i znaną już sobie drogą wróciłam do Osowca.