Mając na początku maja więcej wolnego niż się spodziewałam, po odwiedzeniu Muzeum Bursztynu uznałam, że mam wystarczająco siły, pogoda sprzyja, a i dystans nie jest wielki, więc mogłabym jeszcze przejść czerwony szlak Motławski. Planowałam w tym sezonie przejść wszystkie szlaki piesze na terenie Gdańska. Oznaczało to, że byłoby to przynajmniej dziewięć wypraw. Jednocześnie w kontekście czerwonego szlaku oznaczało to przejście od Urzędu Marszałkowskiego mniej więcej do południowej obwodnicy Gdańska, a następnie powrót tą samą lub zbliżoną trasą.

Wystartowałam zatem spod urzędu, po drodze mając całkiem ciekawy widok na Biskupią Górkę. Skręciłam w lewo przy dawnym Gimnazjum Polskim w Gdańsku. W ten sposób dotarłam do Baszty Białej, pochodzącej z XV wieku. Kolejnym ciekawym obiektem była Mała Zbrojownia, związana z Jerzym Strakowskim. Obecnie mieścił się tam Wydział Rzeźby i Intermediów ASP. Rzeczywiście za ogrodzeniem od lat stały różne rzeźby, choć miałam poczucie, że nieco się zmieniło od mojej ostatniej wizyty, a na pewno od pierwszych. Na ścianie wzdłuż ulicy znajdował się herb miejski opatrzony datą 1645.

Schodząc z placu Wałowego ku Bastionowi Św. Gertrudy, minęłam ceglany budynek, który mnie zaintrygował, ale nie udało mi się dojść do tego, jakie było jego przeznaczenie. Dodatkowo został ogrodzony, być może ze względu na jego stan techniczny. Czerwony szlak nie prowadził na Bastion, ale nakazywał skręcić w lewo.

W ten sposób dotarłam do Bramy Nizinnej. Szlak prowadził dalej prosto, tym razem sugerując wejście na Bastion Żubr. Było to jednak niemożliwe. Teren ogrodzono i prowadzono tam jakieś prace. Nawet pomnik upamiętniający Kresowian, przybyłych tu po wojnie i pomagających w odbudowie miasta, znalazł się za ogrodzeniem.

Idąc zatem dalej przed siebie, dotarłam do Śluzy Kamiennej. Znaki zakazywały kąpieli w tym miejscu, choć mi wydawało się to oczywiste. Od strony centrum były wrota śluzy i zawsze lubiłam ten widok, choć nie wiem dlaczego. Oznaczono także, kiedy odbyła się renowacja obiektu, jak również znalazł się tu znak wysokiej wody. Po drugiej stronie drogi znajdowały się tzw. Kamienne Dziewice czyli wieże na grodziach. Jedna z grodzi była jednak od wielu lat podtopiona. Miejsce przyciągało niejednego spacerowicza, turystę czy fotografa. Nieopodal z kolei znaleźli ustronne miejsce wędkarze.

Szlak wiódł dalej wzdłuż Opływu Motławy, który częściowo przysłaniały trzciny. Jednak nie tylko ja musiałam zauważyć, jak malownicze było to miejsce, bo ustawiono ławeczki, a przy niektórych dodatkowo śmietniki – na jednym z nich znalazł się nawet czerwony znak szlaku. Jako że byłam już po zwiedzaniu muzeum i fragmencie szlaku, domyślając się, że nieprędko trafię znów na miejsce, gdzie będzie można przysiąść, o ile w ogóle, uznałam, że pozwolę sobie tutaj na przerwę regeneracyjną. Podjadłam, odpoczęłam, nacieszyłam się ładną aurą i widoczkami. Mijali mnie pojedynczy spacerowicze.

Po przerwie ruszyłam dalej, w kierunku mostu na Olszynkę, przyglądając się przy tym zabudowie Dolnego Miasta. Za rzeką musiałam iść mniej więcej prosto i minęłam relatywnie nowy plac zabaw, którego nie kojarzyłam z wcześniejszych wizyt w tym miejscu, a wydał mi się bardzo zadbanym zakątkiem. Ostatecznie, idąc zgodnie ze znakami, wyszłam na Wspólnej. Zaciekawiło mnie, że budowano tu jakieś osiedle, bo biorąc pod uwagę krajobraz Olszynki i rodzaj tutejszej zabudowy, taka deweloperka nie była oczywista.

Dotarłam do Olszyńskiej i na moment zeszłam ze szlaku, aby podejść pod tutejszy Dwór Olszynka, pochodzący z 1802 roku. Aktualnie był w rękach Kościoła Zielonoświątkowców. Gdy spacerowałam, widziałam nawet sporo osób na terenie posesji, więc nieco się nagimnastykowałam, żeby zrobić zdjęcie samego budynku. Gdy się to udało, cofnęłam się do mostu, przez który należało przejść na drugą stronę Motławy. Znajdował się tu także drogowskaz.

Po drugiej stronie rzeki znajdowała się ulica Przybrzeżna i tak naprawdę cała trasa, jaka pozostała mi do przejścia, biegła tą ulicą. Początkowo zabudowała jednorodzinna była dosyć gęsta. Były jednak także opuszczone budynki. Znalazłam też skwerek, który zaaranżowano na miejsce wypoczynkowe z nieoczywistych elementów. Mieszkańcy mogli tam przysiąść na świeżym powietrzu, a dzieci np. się pohuśtać.

Sytuacja zmieniła się już za torami – biegł tu most kolejowy. Szlak w związku z tym odbijał lekko w prawo, kazał przekroczyć tory, po czym iść w lewo ponownie ku rzece.

Tu krajobraz zmienił się diametralnie. Może nie tyle po stronie rzeki – wciąż jej niebieska tafla świetnie wyglądała na zdjęciach, szczególnie w otoczeniu różnorodnej roślinności czy przy fantazyjnych kształtach drzew. Tymczasem jednak po mojej prawej ręce zabudowa zdecydowanie się rozrzedziła. Domy, o ile były, przeważnie stały dalej od drogi. Dominantą krajobrazu były pola. Właściwie prawie nie widziałam ludzi.

Po dotarciu do obwodnicy, zawróciłam. Zrobiłam w drodze powrotnej jeszcze parę zdjęć, bo nareszcie nie musiałam kombinować, by nie były pod słońce. Idąc dość równym tempem, posiliłam się. Minęłam nawet wędrowca z górskim plecakiem i byłam ciekawa, gdzie zakończy swoją wędrówkę. Sama szłam czerwonym szlakiem aż do mostu między Olszynką a Dolnym Miastem. Tam weszłam między uliczki, aby ostatecznie wsiąść w tramwaj powrotny na przystanku Akademia Muzyczna. Nawet nie sądziłam, że każę na siebie czekać kolejnym szlakom aż do lipca.

3 thoughts on “Szlak Motławski

  1. Sungrazer says:

    Śmieszna sprawa, bo przeszedłem ten sam odcinek już dwa razy, nawet nie wiedząc, że to oficjalny szlak i że ma swoją nazwę 😛 Sam wymyśliłem sobie tę trasę. Dowiedziałem się dopiero w trakcie drugiego spaceru (który zresztą miał miejsce dokładnie dwa miesiące po Twoim, na początku lipca), bo zauważyłem gdzieś czerwone oznaczenie i sprawdziłem w necie co to za szlak. Tyle że ja trochę inaczej ogarnąłem sobie powrót: za pierwszym razem odbiłem w pola przed obwodnicą i skierowałem się na Orunię, a za drugim szedłem dalej, ulicą (?) Nad Starą Radunią i potem Niegowską na Lipce. Podoba mi się ta trasa, bo można poczuć się jak na totalnym odludziu, nie opuszczając nawet miasta. Polecam też równoległą drogę po drugiej stronie Motławy. Niby tuż obok, a zupełnie inne widoki, bo znaczenie więcej drzew i możliwości podejścia bliżej wody.

    A swoją drogą, historię tego ceglanego budynku z początku wpisu można przeczytać tutaj: https://ibedeker.pl/obiekty/zwiedzanie-gdanska-urzad-pozyczkowy-przy-placu-walowym/

    Odpowiedz
    1. Palcem po mapie, stopą po ziemi says:

      Bo ten odcinek aż się prosi o spacer! 🙂 Co do powrotu – celowo szłam bezpośrednio ku tramwajom, by właśnie nie wracać autobusem z Oruni i dopiero iść na tramwaj. Zresztą, te „pola” na Oruni też mam „zaliczone” i jakoś trasa wzdłuż rzeki, nawet jeśli była powtórzeniem, ciągnęła mnie bardziej. Dzięki temu w drodze powrotnej też już prawie nie fotografowałam, tylko rozglądałam się wokół i przy okazji coś tam jadłam – przeniosłam środek ciężkości z fotografowania i śledzenia znaków na coś innego po prostu 🙂 A jeśli chodzi o drugą stronę rzeki, to byłam i tam, aczkolwiek wtedy szłam do mniej więcej okolic ulicy Kaczej – rozumiem, że Ty szedłeś dalej? 😉

      Odpowiedz
      1. Sungrazer says:

        Tak, pod obwodnicę, a z powrotem przez Olszynkę. Chociaż widzę, że można kopsnąć się nawet dalej wzdłuż Motławy i dojść do Przejazdowa, a stamtąd wrócić 112. Szkoda, że dopiero teraz przyszło mi to do głowy, bo pogoda zrobiła się już mało spacerowa, ale mimo wszystko może spróbuję wybrać się tam jeszcze zimą, bo póki co zaliczałem tę trasę tylko wiosną/latem. Dzięki za inspirację 🙂 Nie planowałem tam wracać w najbliższym czasie, ale właśnie nabrałem ochoty.
        Ogólnie powroty tą samą trasą nie sprawiają mi przyjemności nawet kiedy droga jest super atrakcyjna i staram się tego unikać, chyba że nie mam innej opcji. Czasem trochę mnie męczy to bycie uzależnionym od komunikacji miejskiej 😛

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *