Przeróbka – krótka wizyta w miejscu, które przez trzy lata było mi domem

W tym roku stuknie mi dekada, odkąd zamieszkałam w Gdańsku. Przez pierwsze trzy miesiące mieszkałam na totalnym odludziu (o tym jeszcze kiedyś), ale nie znałam miasta (byłam tu wcześniej może ze trzy razy, zawsze na krótko) i nie wiedziałam, na co się piszę. Szybko zaczęłam więc szukać okazji, by zmienić lokum. Udało się i na Przeróbce wynajmowałam pokój u absolutnie cudownej starszej pani <3 I tak aż do końca licencjatu. Ale nawet po wyprowadzce odwiedziłam ją parę razy i dzwonię do niej przynajmniej dwa razy w roku na urodziny i imieniny 🙂

Projekt gdański realizowałam tuż po studiach, które skończyłam w 2014 roku, a że zaplanowałam go na rok, wizyta na Przeróbce odbyła się już w 2015 roku. Nie spieszyłam się z nią, bo wiedziałam, że rejon był remontowany, aczkolwiek w pewnym momencie uznałam, że czekałam już wystarczająco długo, a w sumie znam dzielnicę na tyle, by wiedzieć, co ten remont potencjalnie może zmienić w stosunku do obrazu, który miałam zakodowany w swojej głowie.

Przyznać też muszę, że wycieczka na Przeróbkę była najbardziej spontaniczną z projektowych wypraw. Kolega miał lada dzień wyjeżdżać na pewien czas za granicę, a ja chciałam go jeszcze zaprosić do udziału w projekcie. Zgadaliśmy się na tyle niespodziewanie i nagle, że nie zdążyłam nawet naładować aparatu, dlatego potrzebowałam rejonu niewielkiego i z łatwym dojazdem. W trasie baterie aparatu i tak szybko się wyczerpały, a zdjęcia musiałam robić telefonem.

Po raz kolejny po drodze spotkałam też kogoś znajomego, kto o moim projekcie jeszcze nie wiedział. Koleżanka ze studiów była dość zaskoczona moim pomysłem, ale skupiłyśmy się bardziej na rozmowie, co porabiamy po zdobyciu tytułów magistra 😉

W okolicy pętli tramwajowej na Przeróbce mieliśmy okazję pomóc dwójce zagubionych obcokrajowców w ogarnięciu aktualnej komunikacji miejskiej. Znaleźliśmy też coś na kształt bunkra, a spacerując ku zakładowi karnemu, trafiliśmy akurat na przejeżdżającą lokomotywę rafinerii.

Spacerując po dzielnicy, mogłam dostrzec jej różnorodność, jeśli chodzi o zabudowę. Nie były to wyłącznie domy lub blokowiska, ale przenikały się one, dodatkowo urozmaicone różnymi zakładami i sklepami.

Oczywiście większość przestrzeni była znajoma i budziła niejedno wspomnienie. Spacery ze znajomymi, wyjścia na pizzę, czające się pod blokiem dziki, sklepiki, w których robiłam zakupy (chociaż jeden ze sprzedawców, którego ja najbardziej zapamiętałam, po tych trzech latach już mnie nie poznał). Przypomniała mi się też pewna studencka tradycja, jaką miałam z kolegą z grupy na studiach. Na pierwszym roku praktycznie co weekend jeździłam do domu, a przy tym mieliśmy dwa przedmioty ze sporą przerwą między nimi. I w tej przerwie, jak nam bardziej pasowało, jeździliśmy raz do mnie, raz do kolegi (zależy jak ciężki i poręczny miałam bagaż), przygotowywaliśmy wspólne projekty itd. By mieć jednak siłę do działania, warto byłoby coś zjeść. Nie była to jeszcze pora obiadowa, więc wybieraliśmy się do marketu po chrupiące pieczywo i rosołek typu gorący kubek – iście po studencku 😉

Były jednak miejsca, które poznałam lepiej dopiero podczas projektowego spaceru. Na pewno musiałabym tu zaliczyć okolice Martwej Wisły. Od tej strony nigdy się jej szczególnie nie przyglądałam.

Po wielu latach, kiedy realizowałam projekt, dostrzegłam wiele nazw ulic, którymi wcześniej spacerowałam, ale bez czytania tabliczek czy napisów na blokach. Tym razem urzekająca nazwa „Bajki” zyskała kompanów w postaci ulic Brzechwy, Dickensa czy Andersena. Mieszcząca się w tamtej okolicy szkoła podstawowa dodatkowo zapunktowała w moich oczach, gdyż dzieci uprawiały tam swój własny ogródek.

Jeszcze jedno mnie zaintrygowało – na Przeróbce niemal nie było graffiti. Tak naprawdę dopatrzyłam się jednego napisu i jednego nawiązania do Lechii.

Na koniec przespacerowaliśmy się Przetoczną. Przy wjeździe na tę ulicę wypatrzyliśmy głaz z orłem, a dalej przy kilku posesjach tabliczki dotyczące czworonożnych stróżów – szczególnie zaintrygowała mnie ta wieszcząca, że teren jest chroniony przez jamnika 😉

Dotarliśmy do skrzyżowania z ulicą Ku Ujściu. Uznaliśmy, że zrealizowaliśmy plan i zawróciliśmy ku tramwajom.

A że z Przeróbki mamy rzut beretem na Stogi, możecie spodziewać się wizyty w tej dzielnicy już wkrótce. Z kolei za tydzień chciałabym stworzyć ciut inny, bardziej przekrojowy wpis. Więcej na ten moment nie zdradzę, mam nadzieję, że mi się to uda i że skłoni on Was do podzielenia się swoimi emocjami 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *