Szlak Wzgórz Szymbarskich #2

W drugim tygodniu mojego urlopu zdecydowałam się, o ile pogoda pozwoli, dokończyć szlaki gdańskie. Zostało niewiele – do dokończenia szlak czarny – Wzgórz Szymbarskich – na odcinku od ulicy Harfowej do Spacerowej, jak również w całości szlak zielony – Skarszewski, który w zależności od warunków postanowiłam zrobić na jedno lub dwa wyjścia.

Biorąc pod uwagę, że na wyjeździe miałam sporo kilometrów w nogach, zaczęłam od szacowanego na 2-3 godziny spaceru szlaku czarnego na wspomnianym odcinku. Na początku biegły tędy dwa szlaki – czarny i żółty (Trójmiejski). W las tuż przede mną weszło dwóch młodych mężczyzn i pomyślałam sobie, że dla odmiany nie będę w lesie sama, ale panowie ruszyli za żółtymi znakami, tymczasem ja skręciłam zgodnie z czarnymi. Na tym odcinku rzeczywiście szłam długo w pojedynkę, dopiero potem mijali mnie rowerzyści, niektórzy dziękując za ustąpienie drogi, a bliżej głównych dróg mijałam spacerowiczów, w tym nawet dwie rodzinki (spacerujące wspólnie) z dziećmi – pomyślałam, że to naprawdę super!

Przez pierwsze pół godziny pomyślałam sobie wręcz, że poza licznymi zakrętami tak naprawdę nie będę miała co fotografować i o czym pisać, ale było w tym też coś kojącego, wyciszającego. Jednocześnie ciekawość w tym otoczeniu budziły nawet takie elementy otoczenia jak złamane drzewo. Droga nie była na tym etapie szczególnie wymagająca, raczej płaska. Już w pobliżu pierwszego przecięcia szosy przechodzącej w kierunku Oliwy w ulicę Bytowską, wypatrzyłam ciekawy pień obrośnięty hubą i mchem. Ciekawostką było na pewno drzewo, leżące przewalone wzdłuż drogi, a mające na sobie oznaczenie szlaku. Prawdopodobnie dlatego, że upadło, sąsiednie zostało wymalowane. Miejscami dało się jeszcze dostrzec strużkę przepływającą ciut niżej.

Na szosie należało odbić w prawo, ale już niedługo później wchodziło się po drugiej stronie z powrotem w las. Tym niemniej doceniałam, że były takie przecięcia, bo stanowiły punkt orientacyjny, ile zdołałam już przejść, a ile jeszcze pozostawało do przejścia. Przed kolejnym wejściem w las stało drzewo, pomnik przyrody. Ścieżka podchodziła w górę, czego nie było tak bardzo widać, ale dawało się ciut odczuć w łydkach i nie dziwił fakt, że rowerzysta przede mną wolał rower prowadzić. Spotkaliśmy się na krzyżówce ścieżek, oznaczonej drogowskazem z napisem Dolina Wężów. Pan nawet pytał, czy nie zrobić mi zdjęcia, ale zadowoliłam się selfie i ruszyłam dalej czarnym szlakiem. Wyczytałam, że do Doliny Potoku Rynarzewskiego było jeszcze 7 km.

Zakręty były zdecydowane, często pod kątem prostym. Na trasie wypatrzyłam obozowisko z trzech szałasów z gałęzi, przy czym jeden miał większe gabaryty. Obok niego rozwieszono między drzewami gruby sznur i przyczepiono na pniu kawałek materiału niczym proporzec. Przy jednym z kolejnych zakrętów minął mnie pan w koszulce „Kaszubski Włóczykij” i zdawało się, jakby był jedyną osobą, która rzeczywiście też wzięła na cel czarny szlak, choć pokonywał go w przeciwnym kierunku. W tym miejscu musiał pokonać solidne podejście, tymczasem ja miałam przed sobą ostre zejście. Tuż po nim w dolince było przewalone drzewo, które wraz z innym o ciekawej korze utworzyło w mojej wyobraźni ciekawy kadr i uznałam, że to uwiecznię.

Drugi raz na Bytowskiej wyszłam przy budynku należącym do GiWK, za którym od razu natknęłam się na drogowskaz. Byłam już w Dolinie Radości. Odbiłam tam zgodnie ze znakami w lewo. Za parkingiem skręcało się w prawo i ponownie w prawo, w ten sposób obchodząc teren należący do Rybakówki. Wypatrzyłam przy tym stawek, na końcu przejścia ciekawy architektonicznie budynek, a dalej szłam wzdłuż strumienia. Na łuku drogi zobaczyłam łanię, ale szybko zorientowała się, że idę w jej kierunku i czmychnęła. Choć las nie był tu gęsty, momentalnie zniknęła mi z oczu.

Niedługo później wyszłam na wprost drogowskazu z czarnymi, ale i żółtymi znakami. Biegł tu również Szlak Ósmego Widoku i bardzo mnie to ucieszyło, bo przy okazji przeszłam jego odcinek niemal do punktu, który dał nazwę szlaku, w ten sposób uzupełniając to, czego nie mogłam zrealizować przez prace leśne, gdy byłam właśnie na tym szlaku kilka tygodni wcześniej. Pod koniec wspólnego odcinka obu szlaków szło się ciut ostrzej w górę. Żółty biegł wyżej w prawo, a czarny w lewo, wypłaszczając się, za to meandrując.

Wkrótce dotarłam do Gliniastej Drogi, gdzie skręciłam w lewo. Szybko szlak wchodził znów w las, łącząc się z żółtym, tym razem Trójmiejskim, a zatem szłam znaną sobie trasą i niektóre punkty były już dla mnie charakterystyczne. Po drodze pomogłam przewróconemu chrząszczowi, który bezradnie machał nóżkami, leżąc na pleckach. Po obróceniu nieco przykurzony od piasku, ale ruszył bez szwanku dalej.

Przy Wzniesieniu Marii szlaki się rozdzielały, a że poprzednio eksplorowałam okolicę dość wnikliwie, tym razem zdecydowanym krokiem zeszłam na dalszy odcinek czarnego szlaku i momentami spadek łatwiej było pokonać zbiegając niż schodząc. Znalazłam się wkrótce na terenie rezerwatu „Źródliska w Dolinie Ewy”. Faktycznie gdzieniegdzie zza gałęzi przezierała woda. Najbardziej na tamtym obszarze zaskoczyły mnie wielkie paprocie. Wyszłam i skręciłam w prawo na utwardzonej drodze, jakby przedłużeniu Kościerskiej, choć na tabliczce pojawiła się właśnie nazwa „Dolina Ewy”. Przy drogowskazie była studzienka, z wyraźnym szumem wody dobiegającym z wnętrza.

Stamtąd czekał mnie już tylko odcinek do Spacerowej. Początkowo biegł wąską leśną ścieżką, w podobnym „klimacie” jak do tej pory, ale na wysokości Białej Drogi faktycznie nawierzchnia wyjaśniała, a droga zrobiła się szersza, wpuszczając między zwartymi koronami drzew na obrzeżach sporo światła na samą ścieżkę. Tutaj szłam już niemal cały czas prosto. Na finiszu podkręciłam tempo, zastanawiając się, na który autobus zdążę. Jednym z ostatnich sfotografowanych obiektów był głaz z napisem Droga Rynarzewska. Na kilka minut przed autobusem dotarłam na przystanek Rynarzewo przy ulicy Spacerowej po niecałych trzech godzinach wędrówki. Nie powiem, miałam satysfakcję, że został mi tylko jeden szlak i zastanawiałam się, czy uda się go zrobić na raz. Oj, kusiło 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *