Wrzeszcz Górny #3 Listopadowe klimaty

Trzeci spacer po Wrzeszczu Górnym rozpoczęłam od podjechania autobusem na przystanek Galeria Bałtycka przylegający do terenu Garnizonu. Wędrówkę postanowiłam rozpocząć od alei Żołnierzy Wyklętych. Spacerowałam wzdłuż ceglanej zabudowy, z czego jeden z budynków należał do wojska. Był to Zespół Koszar I i II pułku Huzarów. Jednocześnie naprzeciw, na wjeździe w ulicę Obywatelską, odznaczał się swoją architekturą śnieżnobiały dom z bordowymi akcentami.

Patronom ulicy, czyli żołnierzom wyklętym, poświęcono mural po drugiej stronie drogi, zatem przeszłam na światłach. Graffiti poza przywołaniem kilku postaci historycznych, prezentowało wiersz Herberta, jednego z moich ulubionych poetów, wkomponowany w malunek lasu z wilkami, co nawiązywało do treści. Całość była ciekawa i spójna kompozycyjnie.

Stamtąd ruszyłam ku ulicy Róży Ostrowskiej. Na jednym z bloków rzeczywiście zapisano nad wejściem do klatki i nazwisko patronki, i numer budynku. Zabudowy przynależącej do tego adresu nie było jednak wiele. Pośrodku mieścił się niski budynek (trafostacja?) z graffiti dotyczącym Deklaracji Praw Człowieka i mało z nich zostało w porównaniu z moją poprzednią wizytą w tym miejscu kilka lat wcześniej.

Idąc dalej, dotarłam do skrzyżowania z ulicą Leśny Stok oraz pętli przed wejściem głównym na cmentarz Srebrzysko. Odbiłam stamtąd w kierunku ulicy Srebrniki. Mieścił się tam m.in. szpital psychiatryczny, a nieopodal niego swoją siedzibę miał Monar. Robiąc nawrotkę w kierunku głównej ulicy, odbiłam w kierunku zabytkowej willi pod adresem Srebrniki 1, zapisanej w wykazie zabytków jako szpital neurologiczny, aczkolwiek sprawiającej wrażenie aktualnie niezagospodarowanej. Tymczasem na miejscu tabliczka określała budynek mianem Dworu Srebrniki i wedle niej pochodził z II połowy XVIII wieku. Naprzeciw pętli, gdzie znajdował się zabytek, mieściła się Szkoła Podstawowa nr 27, gdzie namalowano mural promujący ograniczanie plastiku – jeden z serii zlokalizowanej w różnych punktach Gdańska.

Podeszłam na moment nad zbiornik retencyjny Srebrniki. Wróciłam następnie przez aleję Żołnierzy Wyklętych na ulicę Leśny Stok. Faktycznie znajdowała się na granicy miejskich i leśnych przestrzeni, ale to zarejestrowałam na dalszym odcinku. Tymczasem weszłam w Reymonta i przespacerowałam się następnie przez Zubrzyckiego, którą miano przemianować na Selmanowicza, ale nie zauważyłam tej zmiany w terenie. Na tym etapie metodą harmonijki przeszłam przez uliczki między Reymonta a Leśnym Stokiem. Na Rodzinnej natrafiłam na bramę z uroczymi lwami, tymczasem na Reymonta ciekawostką okazała się ławeczka z palet.

Na moment weszłam w las, zaciekawiona widokiem biegającej wiewiórki. Wykorzystałam to również po to, by z położonej wyżej drogi rzucić okiem na tę położoną niżej. Najkrótszą ścieżką zeszłam w dół, ostatecznie wychodząc na skrzyżowaniu Współczesnej i Zabytkowej, gdzie pokusiłam się o selfie z racji tego kontrastu obu nazw. Następnie skręciłam w prawo.

W ten sposób natrafiłam na skrzyżowanie z wyspą pośrodku i kolejną zieloną strefą obok, z tabliczką „Skwer Sąsiadów”. To co podobało mi się w tej części miasta, to zarówno konsekwencja w planowaniu stylistyki tutejszej zabudowy, jak i w nazewnictwie ulic. I tak pierwsza była Gotycka, następnie, zgodnie z chronologią stylów Renesansowa, a po niej Barokowa. W pewnym sensie wyłamywała się Secesyjna, a jedyna droga położona nierównolegle do nich nosiła miano Romańskiej. Przy niej weszłam po kostkach w górę w las i były dwie ścieżki. Wybrałam tę w lewo i miałam chwilę konsternacji, ale pomyślałam, że to dobrze, że już tamtędy kiedyś szłam (choć w odwrotną stronę), bo przynajmniej i teraz mniej więcej wiem, jak iść.

Wyszłam na Podleśną, tak jak zamierzałam i zaintrygowało mnie:

– Ej, faktycznie Podleśna leży pod lasem!

Ruszyłam w lewo i natrafiłam na aranżację złożoną z zieleni i skał, gdzie podwieszono również karmniki dla ptaków. Naprzeciw stacjonował Konsulat Królestwa Hiszpanii. Idąc dalej, minęłam ulicę Batorego i niezmiennie sądziłam: czy to nie intrygujące, że Gdańsk, który się nie lubił z Batorym, ma ulicę Batorego? Ostatecznie dotarłam do ulicy Partyzantów i ruszyłam ku Obywatelskiej, gdzie między garażami natrafiłam na altanę śmietnikową z adresami obu ulic, która miała ozdobne motywy architektoniczne! Zaciekawił mnie również budynek z wieżą ze szpiczastym daszkiem, aktualnie zajmowany przez przedszkole.

Wyszłam przy zabytkowym budynku pod numerem 1 na ulicy Małachowskiego. Willa miała dość surowy wygląd, być może z powodu szarego tynku, ale zielonkawe ogrodzenie z odpowiedniej perspektywy nieco przełamywało to wrażenie. Wokół znajdowało się nieco nowszej zabudowy, należącej do ulicy Kołłątaja. Po jej przejściu ruszyłam dalej Małachowskiego.

W ten sposób trafiłam na ulicę Staszica. Kamienica pod numerem 1 miała status zabytku, ale po prawdzie nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Pomyślałam sobie pełna emocji:

– Jestem zajarana ulicą Staszica! Tu jest tyle smaczków! Girlandy na ogrodzeniach, płaskorzeźby i zdobienia na budynkach, no po prostu niesamowite! Ale oczywiście zabytkowa willa musi być w remoncie jak wszystko w Gdańsku teraz.

Pod numerem 6 znalazłam dodatkowo tabliczkę, która opisywała, kim był sam patron ulicy.

Tymczasem przechodząc na ulicę Dekerta, mogłam podziwiać kamienice z początku XX wieku, co nawet podkreślono, wkomponowując datę budowy w już i tak zdobne kamienice. Dziwiło mnie, że także mijany niedługo później budynek przy Małachowskiego 6 nie znalazł się w rejestrze, był bowiem najbardziej charakterystyczny i zwracał moją uwagę swoimi płaskorzeźbami, ilekroć byłam w pobliżu.

W dalszą wędrówkę ruszyłam ulicą Jesionową. Minęłam m.in. dom z werandą z pomalowanego na ciemny brąz drewna i graffiti przy jakiejś placówce, gdzie kiedyś widziałam obok bawiące się dzieci. Nieopodal zaciekawił mnie jeszcze budynek z niemieckim napisem.

Ostatecznie wyszłam na ulicy Partyzantów i płynnie przeszłam w ulicę Topolową. Na jej końcu mieściła się słynna szkoła średnia „Topolówka” czyli III Liceum Ogólnokształcące. Gdy z kolei wróciłam na ulicę Batorego i odbiłam w prawo, dotarłam do innego budynku szkolnego, zajmowanego obecnie przez szkołę branżową, również im. Stefana Batorego, natomiast historycznie obiekt określono w wykazie zabytków jako dawny sierociniec i do rejestru wpisano wraz z ogrodem. Wzdłuż posesji należącej do Państwowej Straży Pożarnej, z wyeksponowanymi pojazdami tejże, przez ulicę Sosnową wyszłam ponownie na Partyzantów.

Ten odcinek był o tyle ciekawy, że moją uwagę zdominowały murale. Znalazły się prace Tuse, ale i takie, których autorstwa nie byłam pewna, ale o przynajmniej jedną podejrzewałabym Looneya. Na koniec, nim skręciłam w prawo podeszłam pod synagogę, datowaną na 1927 rok.

Wówczas skręciłam w ulicę Matki Polki, gdzie dopatrzyłam się dużo ciekawej zabudowy, ale o zupełnie innym charakterze niż do tej pory. Było coś bardziej sielankowego w tej przestrzeni, może z racji nawierzchni, a może drewnianych elementów zabudowy. Jednocześnie na wejściu stał ciekawy architektonicznie dom, który nie miał nic drewnianego, a po lewej stronie nad całością w tle górowały wieżowce. Na skrzyżowaniu Batorego i Matki Polki stała budka z policją, bo naprzeciw mieścił się konsulat rosyjski czy coś takiego. Odbijając delikatnie w prawo, dotarłam do willi opatrzonej numerem 16, mającej status zabytku. Wówczas zawróciłam, kierując się ku Jaśkowej Dolinie i mijając jeszcze niejeden intrygujący architektonicznie budynek, choć wykaz zabytków żadnego więcej nie obejmował.

Niemal na koniec wyprawy zajrzałam w ślepą uliczkę – Pniewskiego. Wyszłam ponownie ku Jaśkowej Dolinie i odbiłam w stronę Centrum Handlowego Manhattan. Postanowiłam je okrążyć, dzięki czemu mogłam złowić w kadr rzeźby aniołów przed nim i murale instrumentalistów za nim. Tymi artystycznymi akcentami zakończyłam wycieczkę.

Więcej o tym projekcie poczytasz <tutaj> 🙂

Sprawdź także więcej kadrów z trzeciego spaceru przez Wrzeszcz Górny!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *