Mieszkam w Gdańsku od niemal dekady, ale jak część z Was wie, pochodzę z Lęborka. Pracując, dokształcając się, mając tu grono znajomych, odwiedzam swoje rodzinne miasto coraz rzadziej, aktualnie kilka razy w roku. Święta to taki czas, kiedy Lębork staje się docelową stacją.
Czym są dla mnie oba te miasta?
Lębork to przestrzeń, w której się wychowywałam. To tu poznałam najbliższych przyjaciół, z którymi znamy się pół życia, o ile nie dłużej. To miejsce, gdzie mieszka wciąż moja rodzina. Dlatego kojarzy mi się z wszelakimi Świętami, z tradycjami, z wartościami, którymi się w życiu kieruję.
Kiedy tu jestem, przede wszystkim spędzam czas pośród ludzi. Nierzadko po długiej rozłące, choć czasem korzystam po prostu z dodatkowej okazji do spotkania. Spacerując po mieście, widzę zmiany, jakie w nim zachodzą. Przystaję, by uwieczniać w kadrze nowości, takie jak chociażby graffiti. Spoglądam z sentymentem, gdy zmienia się coś, co pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Lębork jest trochę niczym poddasze, gdzie sięgamy po wspomnienia, po rzeczy, których nie używamy na co dzień, ale wciąż zajmują w naszym życiu ważne miejsce.
Nie da się jednak ukryć, że zdecydowana większość mojego życia toczy się już obecnie w Gdańsku. Tutaj studiowałam, obecnie tu pracuję i realizuję kurs przewodnicki. To ostatnie działanie jest niejako kontynuacją moich projektów (więcej przeczytasz tutaj). Z jednej strony motywacją był fakt, że „mam to wszystko w nogach”, ale brakuje mi wiedzy historycznej. Z drugiej, od zawsze lubiłam się uczyć i poszerzać w ten sposób swoje horyzonty. Myślę jednak, że najistotniejszy jest fakt, że tak zwyczajnie to miasto pokochałam i czuję je jako „moje”. I jako takie chcę o nim wiedzieć coraz więcej. Swoimi wędrówkami zbudowałam sobie „szkielet”, na którym mogę teraz oprzeć kolejne cegiełki budowli, którą pozwolę sobie szumnie nazwać swoją „wiedzą o Gdańsku” (ale tak naprawdę o całym Trójmieście dowiaduję się coraz więcej).
Gdańsk ma jeszcze jeden potężny plus, dzięki któremu wpisuje się idealnie w moją naturę. Jako silnie niezależna osoba, która lubi decydować o swoim życiu, która miała możliwość zostać tym, kim chciała się stać (mogę być wdzięczna rodzicom za to umożliwienie mi bycia decyzyjną), to tutaj mogę budować swoją tożsamość. To ja jestem tym kreatorem. I nie, nie jest idealnie. Nie jestem na końcu założonej ścieżki. Nie jestem już u celu. Ale… No właśnie… To nie konkretny punkt jest celem, ale mój rozwój podczas wędrówki tą ścieżką. A w Gdańsku czuję każdego dnia, że się rozwijam. Widzę, ile już za mną, ile jeszcze przede mną.
I to w takim miejscu czuję, że jestem w domu.