Zabornia – czy zdarzały się kryzysy?

W sieci wszystko wydaje się piękne, kolorowe i aż lśni. Dominują pozytywne emocje, a ludzie rzadko przyznają się, że coś poszło nie tak. Ale czy nie na tym polega nasze człowieczeństwo? Są takie momenty w życiu, kiedy człowiek nie daje rady, choćby nie wiadomo jak się starał. Są takie chwile, gdy umysł chce, ale ciało niedomaga i zaraża umysł swą nieporadnością. Czasem chcemy czegoś tak bardzo, że zaczynamy działać, choćby cały świat wysyłał nam komunikat STOP!

I chociaż to niepopularne w sieci, przyznam się Wam do czegoś: tak było z Zabornią. Co ciekawe, w czasie, który przypadł na podzielenie się z Wami wrażeniami z odwiedzenia tej części Gdańska, mam poczucie, że znów dopadło mnie pewne przesilenie. Dni w kalendarzu brakuje, obowiązków przybywa, a ja wciąż chcę wierzyć, że niczym w piosence „byłoby mi źle po prostu, gdyby nagle świat zaplanował sobie postój” 😉 Już wybiegam myślami do przodu, czym się zajmę, gdy skończę tę gonitwę 😉

Wracając jednak do Zaborni… Zależało mi, aby odbyć ten czerwcowy spacer. Wielu moich współtowarzyszy wciąż należało do braci studenckiej (w moim przypadku zbliżała się pierwsza rocznica mianowania magistrem) i w najbliższych dniach lub tygodniach miało opuścić Trójmiasto na te letnie miesiące. Z tego powodu chciałam spędzić z nimi jeszcze trochę czasu przed dłuższą rozłąką. Nie da się ukryć, chciałam też, by projekt szedł do przodu, a to byli już sprawdzeni ludzie.

Nie zawsze jednak wszystko idzie zgodnie z planem. Złapało mnie solidne przeziębienie. Oszukiwałam samą siebie, że dam radę, że przecież pogoda jest przepiękna. Co tam katar czy swędzące gardło! Przecież koleżanka lada dzień wyjeżdża i to nasza ostatnia szansa! Idąc na kompromis z samą sobą, nie zrezygnowałam z wycieczki, ale wybrałam maleńki obszar, by ograniczyć wysiłek. Tak sobie myślę, że po prostu nie umiałam odpuścić. I tak naprawdę do dziś niewiele się w tym względzie zmieniło.

Do Zaborni łatwo dojechać i naprawdę warto się tam przespacerować. Myślę, że chciałabym tam wrócić w lepszych okolicznościach niż wtedy. Bowiem wszystko wydawało się iść nie tak. Na dzień dobry rozdarłam swoją mapę, która przyjechała ze mną do Gdańska na studia i przebyła zdecydowaną większość projektu. Na szczęście ta druga, na której wszystko notowałam, nie uległa uszkodzeniu. W przeciągu spaceru ciało coraz bardziej protestowało, kupiłam więc sobie herbatę na wynos w okolicznym sklepie, by rozgrzać gardło, po czym… się nią zakrztusiłam (co dziś wydaje mi się nieco groteskowe). Nie byłam też szczególnie rozmowna tego dnia.

Nie spisałabym go jednak zupełnie na straty. Gdy nie mówisz, możesz więcej usłyszeć. Wypatrywałyśmy ciekawych detali pośród zabudowy jednorodzinnej, a same byłyśmy podpatrywane przez ludzi, którzy uśmiechali się na widok „turystek” w niekoniecznie turystycznej dzielnicy 😉

Na swojej trasie znalazłyśmy kilka zbiorników wodnych, które były doprawdy malownicze. Woda ma w sobie coś takiego, że często po samym zdjęciu tafli możemy wydedukować, jakie panowały warunki pogodowe. Poza tym w pobliżu wody widać, jak toczy się życie. Pierwsze oczywiście rzucają się w oczy ptaki – w naszych warunkach głównie łabędzie, kaczki, czasem mewy. Roślinność roztacza kojącą oczy zieleń. Gdy przyjrzymy się bliżej, dostrzeżemy chociażby owady. Czas zdaje się zwalniać… co sprzyja refleksjom.

W obrębie zwiedzanego przez nas obszaru były też dwa cmentarze. Łostowicki widziałyśmy niejako od zaplecza. Natomiast relatywnie niewielki cmentarz Św. Franciszka obejrzałyśmy od strony bramy wejściowej. Standardowo znajdowała się przy niej budka z asortymentem typu znicze i kwiaty, chociaż nie wiedziałyśmy, czy była wciąż czynna. Innym sposobem upamiętnienia zmarłych był pomnik z 1923 roku znajdujący się w okolicy przystanku Emaus. Dedykowany był mieszkańcom tej okolicy – poległym żołnierzom.

Na koniec chciałabym pokazać Wam jeszcze kilka zdjęć, które prezentują różnorodność tutejszego krajobrazu:

Z perspektywy czasu myślę sobie, że czasem powinnam odpuszczać, czasem działam na wyrost, ponad swoje siły, ale… chociaż zmęczenie daje się we znaki… mam potem niemałą satysfakcję! 🙂 Widzę, że nie stoję w miejscu. Że realizuję krok po kroku swoje cele (a przynajmniej te, w których to ja jestem decyzyjna). Że cały czas prę do przodu i się rozwijam. I wciąż nie brakuje mi pomysłów 🙂

4 thoughts on “Zabornia – czy zdarzały się kryzysy?

  1. Kordian says:

    Ciekawie się złożyło, bo piszę ten post kilkanaście godzin po ciężkim zatruciu pokarmowym, ale komentarza nie odpuszczę, szczególnie, że pojawia się w nim bliskie mi słowo na „c” 🙂 Cmentarz św. Franciszka kojarzy mi się swoją stromością z tarpejską skałą w Rzymie, z ktorej zrzucano skazańców (ale katolicki w Sopocie chyba jest jeszcze bardziej stromy). Łostowicki z kolei z tych, które znam, dzierży niechlubny rekord pod względem liczby grobów, z których zniknęły nieśmiertelniki (wiatr?), więc trudno bez pomocy Internetu ustalić, kto jest na nich pochowany. Dotyczy to np. idola szypra Litwińczuka – profesora Witolda Andruszkiewicza. Jest też kwatera oznaczona w terenie jako profesorska a najwięcej w niej grobów…trójmiejskich aktorów (choć naukowcy też są). Kilka dość znanych osób zdążyło już na nim być pochowanych: sporo utytułowanych sportowców, Yach i Małgorzata Paszkiewiczowie, Jerzy Samp, Jan Pluta z Kombi, twórca Centralnego Muzeum Morskiego Przemysław Smolarek, czy aktorka z „Kanału” Wajdy Teresa Iżewska. Dość szybko wyczerpuje się miejsce, miasto snuje plany budowy kolejnego cmentarza komunalnego za obwodnicą, ale proces decyzyjny na pewno potrwa.

    Odpowiedz
    1. Palcem po mapie, stopą po ziemi says:

      Ooo, dziękuję za tę garść nazwisk! 🙂 Andruszkiewicz też jest tu pochowany?

      Odpowiedz
  2. Kordian says:

    Tak, w kwaterze 10, ale kiedy tam byłem latem, nie było nazwisko na grobie, tylko Bukiel, widocznie rodzina. Może kiedyś uzupełnią.

    Najciekawiej wyglądają kwatery AK-owska i sybiracka (z pomnikiem). To chyba też jedyny cmentarz Trójmiasta, na którym istnieje Ogród Pamięci, czyli miejsce rozsypywania prochów (w Poznaniu widziałem dwa).

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *